Serial powstał w 1977 roku na podstawie książki Alexa Haleya, który właśnie w ten sposób upamiętnił historię swojej rodziny. Jej amerykański epizod rozpoczął się w drugiej połowie XVIII wieku. Wówczas to z Afryki do Stanów Zjednoczonych trafił Kunta Kinte, który następnie został sprzedany na targu niewolników. Jego historia to nieustanna walka o wolność. Każda ucieczka kończyła się jednak niepowodzeniem. Co więcej, rodziła liczne szykany (m.in. odcięto mu fragment stopy). Tego rodzaju niesprzyjające okoliczności załamałyby pewnie wielu. Nie stało się tak jednak w przypadku Kunta Kinte, który siłę czerpał z pielęgnowania tożsamości. Między innymi wciąż powtarzał z jakiego plemienia pochodzi, kim byli jego przodkowie i jak wyglądała jego rodzinna ziemia. Przekazywał to też swoim zstępnym.
Faktycznie był niewolnikiem. W środku jednak pozostawał człowiekiem wolnym. Jego postawa bezsprzecznie wpisywała się w słowa Ernesta Hemingway'a, że tego typu ludzi „można zniszczyć, ale nie pokonać”. W serialu ukazano również wybory innych czarnoskórych mieszkańców ówczesnej Ameryki. W tym kontekście szczególnie wymowna jest scena, w której zakochana Kizi - córka Kunta Kinte, ostatecznie odrzuca zaloty wzdychającego do niej mężczyzny. Powodem jest to, że ten nie pielęgnował swojej tożsamości i całkowicie zaakceptował swoją degradację do roli zwierzęcia, które jest całkowicie podporządkowane swojemu panu. Władztwo tego ostatniego rozciągało się bowiem także na jego wnętrze. Zalotnik Kizi poruszał się zatem jedynie wedle prostego schematu: praca i zaspokojenie potrzeb.
Oczywiście nieprzypadkowo przytoczyłem historię Kunta Kinte i innych krewnych pisarza Alexa Haleya. Wielkimi krokami zbliżają się bowiem wybory parlamentarne. Widać to chociażby po zalotach różnej maści polityków, dla których pojęcie tożsamości narodowej jest całkowicie obce. Podobnie zresztą umiłowanie wolności. Pokazali to dobitnie chociażby podczas epidemii „chińskiego wirusa”. Te absurdalne nakazy (np. noszenia maseczek szytych z babcinego prześcieradła) i zakazy (np. odwiedzania cmentarza lub wchodzenia do lasu), ta presja na przyjęcie „szczepionek”, ta tresura poprzez media i środki administracyjne. Podobnych przykładów można przywołać wiele, z sytuacją wokół Ukrainy włącznie. Oczywiście zadziwiająca solidarność tzw. „elit” nie jest przypadkowa. Każdy z jej przedstawicieli służy wszak jakiemuś panu.
Niedawno przeczytałem wywiad w „lewackim szmatławcu lokalnym”, który otrzymałem w formie skanu (nie kupuję tego syfu od lat). Jego bohaterem był, o zgrozo, czołowy polityk tzw. prawicy. Generalnie nuda – typowa laurka wyborcza w asyście dziennikarza. W treści wywiadu polityk ujawnił m.in. osoby, z którymi przypuszczalnie wystartuje z jednej listy. Z naszego powiatu będzie to np. „zalotnica”, która mało co nie zdobyła mandatu poselskiego cztery lata temu. To nic, że po przegranych wyborach nie przepracowała jednej minuty społecznie (za to „stołki” otrzymało wielu jej bliskich). To nic, że ma lewackie korzenie. To nic, że teść figuruje jako tajny współpracownik komunistycznej bezpieki. To nic, że za jej wystawieniem na listę lobbowali i lobbuje określony układ sięgający Warszawy oraz lokalni liderzy tzw. prawicy, w tym dwaj byli działacze przybudówki partii komunistycznej – ZSL. To nic, że „zalotnica” (wraz z nimi) pochylała głowę przed sowieckimi pomnikami. To wszystko nic, bo zdecydowana większość wyborców tzw. prawicy, nie ma klasy Kizi. Tak samo nie mają charakteru Kunta Kinta politycy, zwłaszcza ci odwiedzający redakcje promujące proaborcyjne spędy i notorycznie opluwające wartości chrześcijańskie. O wieloletnich atakach na tzw. prawicę nie będę wspominał (np. o słynnym „koncercie” na wuwuzelach w Złotowie). Nie moja to bajka.
Co zatem pozostaje patriotom? W zasadzie nie mają dużego wyboru. Mogą postępować wzorem filmowego Kunta Kinte, czyli nie bawić się w kompromisy i zbierać konsekwencje tego rodzaju postaw. W lżejszej wersji sprowadzą się one do słów barda Jacka Kaczmarskiego, że „wolnych poznasz po tym, że kulawi”. Czasami będą to jednak bolesne razy. Na przykład wymierzone ręką innego Murzyna, który poprzez wierną służbę wyrobił sobie uprzywilejowaną pozycję. Kolejna opcja jest mniej radykalna, to postawa Kizi. Polega ona na odrzuceniu zalotników, którzy swoim zachowaniem udowodnili, że pielęgnowanie tożsamości jest im obce. Mowa tu także o ludziach, którzy promują się jako patrioci i jednocześnie wspierają czerwone szumowiny. Oczywiście długo można o tym pisać, bo to nie tylko wysyłanie na stołki lub nagradzanie orderami, tak nagminne w ostatnich latach. Czasami to także bardziej subtelne formy wsparcia. Na przykład lobbowanie na rzecz pewnej fundacji, która realizuje ważną dla siebie inwestycję. Cóż, w roku wyborczym wszystko jest dozwolone. Poza tym „szlachetnie” jest pomagać, sięgając po owoce pracy zwykłych niewolników.
Na koniec pozdrawiam wszystkich, którzy nie dali sobie jeszcze, używając słów Adam Mickiewicza, wtłoczyć kajdany na duszę. Idźcie na wybory i odrzućcie ludzi bez tożsamości. Bądźcie podobni do Kizi. Dbajcie o korzenie. Tylko tak zachowacie godność i resztkę wolności w tym zniewolonym do cna świecie.
Piotr Janusz Tomasz
(4 czerwca 2023)
Kartka z kalendarza: 4 czerwca 1989 roku odbyła się pierwsza tura wyborów do "Sejmu Kontraktowego" (druga tura miała miejsce 18 czerwca). Zakończyła się ona zwycięstwem komunistów. Dobitnie dowodzi tego historia tzw. III RP, której ojcem założycielem był gen. Jaruzelski. To wydarzenie będą upamiętniać uczestnicy marszu zwołanego do Warszawy w dniu 4 czerwca 2023 roku - spadkobiercy układu okrągłostołowego. Może nawet pojawi się hasło: cześć i chwała "Magdalence". Zobaczymy.
Napisz komentarz
Komentarze