Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 12 kwietnia 2025 09:30
Reklama dotacje unijne dla firm

Dni Talentu AMO

Podziel się
Oceń

Zapowiadane na początku września uruchomienie Akademii Młodych Orłów (AMO) w Pile wkracza w kolejny etap. Znamy szczegóły organizacji Dni Talentu, które wyłonią uczestników Akademii. Szkółka będzie drugim punktem w Wielkopolsce i 27 w kraju, w którym będzie realizowany specjalny program szkolenia młodych piłkarzy

Dni talentu odbędą się w dniach 20 – 21 października br. na boisku przy Szkole Podstawowej nr 7 (al. Wojska Polskiego 45). Pierwsze zajęcia z uczestnikami wybranymi podczas selekcji odbędą się już w listopadzie br. Część jesienno-zimowa (od listopada do marca) ze względu na warunki pogodowe odbywać się będzie w sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej nr 12. Wiosną zajęcia przeniosą się na boisko przy Szkole Podstawowej nr 7. Koordynatorem w pilskiej Akademii Młodych Orłów będzie trener Tomasz Kowalski.

 

Plan Dni Talentu:

20.10.2017 Piątek

16.15 – 16.30 – Rejestracja SKRZATY ( roczniki 2011/2012)

16.30 – 18.30 – TESTY SKRZATY

21.10.2017 Sobota

10.00 OTWARCIE DNI TALENTU

10.15 – 10.30 – Rejestracja ŻAKI ( roczniki 2010/2009)

10.30 – 12.30 – TESTY ŻAKI

12.45- 13.00 -  Rejestracja ORLIKI ( roczniki 2008/2007)

13.00 – 15.00 TESTY ORLIKI

15.45 – 16.00 Rejestracja SKRZATY ( 2011/2012)

16.00 – 18.00 Testy SKRZATY

22.10.2017 Niedziela

9.45 – 10.00 Rejestracja ŻAKI ( roczniki 2010/2011)

10.00 – 12.00 Testy ŻAKI

14.15 – 14.30 Rejestracja ORLIKI ( 2008/2007)

14.30 – 16.30 Testy ORLIKI

AMO w Pile powstała dzięki współpracy PZPN z Urzędem Miasta Piły i Wielkopolskim Związkiem Piłki Nożnej. Na podstawie podpisanego wcześniej porozumienia Miasto Piła udostępni bazę szkoleniową - boisko przy Szkole Podstawowej nr 7 i sala gimnastyczna przy Szkole Podstawowej nr 12 oraz zatrudnienie części kadry szkoleniowej.

Zajęcia szkoleniowe odbywać się będą dwa razy w tygodniu w grupach 16-osobowych. Koszty uczestnictwa w zajęciach AMO pokrywane będą w całości przez PZPN, sieć sklepów Biedronka i Urząd Miasta Piły.

Bartosz Mirowski



Napisz komentarz

Komentarze

zachmurzenie duże

Temperatura: 9°C Miasto: Złotów

Ciśnienie: 1016 hPa
Wiatr: 13 km/h

Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: zajechanyTreść komentarza: Widzę że robi się grubo, a w firmie za dworcem coraz więcej niezadowolonych pracownikówData dodania komentarza: 12.04.2025, 00:20Źródło komentarza: Zmowa cenowa w Złotowie? UOKiK ujawnia kolejne szczegóły!Autor komentarza: RadekTreść komentarza: Wiem ze wspomnień ale wielokrotnie potwierdzonych. Swołocz , która weszła na złotowszczyznę to mordy mieli zakazane, myli je muszlach klozetowych. Srali do wanien , kompletnie nie mieli pojęcia do czego służyły urządzenia w łazienkach. Znam też relacje z innych pogwałconych domostw, że myli ziemniaki w muszli kolzetowej. Myli ziemniaki i gotowali je nieobrane , zimną wodą po ziemniakach cedzyili przez pieluchę i popijali spirytus.Data dodania komentarza: 11.04.2025, 17:58Źródło komentarza: Piotr Janusz Tomasz w rozmowie z Krzysztofem Kuźmiczem mówi czym było wkroczenie wojsk sowieckich na KrajnęAutor komentarza: ObserwatorTreść komentarza: Irpień, Bucza a ruscy tacy samiData dodania komentarza: 11.04.2025, 17:20Źródło komentarza: Piotr Janusz Tomasz w rozmowie z Krzysztofem Kuźmiczem mówi czym było wkroczenie wojsk sowieckich na KrajnęAutor komentarza: to prawdaTreść komentarza: Wiem od mojej babci jak było z sowietami, cały czas miała w pamięci krzyk z oddali gwałconej koleżanki, której nie udało się schować przed agresorem. Takie to było "wyzwolenie"Data dodania komentarza: 11.04.2025, 15:33Źródło komentarza: Piotr Janusz Tomasz w rozmowie z Krzysztofem Kuźmiczem mówi czym było wkroczenie wojsk sowieckich na KrajnęAutor komentarza: MariuszTreść komentarza: Ciekawa historia :) Warto odkrywać ciekawe postaci rodem z Krajenki.Data dodania komentarza: 10.04.2025, 14:08Źródło komentarza: Gangster rodem z Krajenki - postrach Al'a CaponeAutor komentarza: MagnifierTreść komentarza: Prolog:/ Seria tych opowiadań — fikcyjnych, a jakby wziętych z życia — mogłaby bez wstydu trafić do najnowszego numeru Halo, tu miasto 655. Ot, jako cykl mocniejszych historii bez waty cukrowej, bez zapychaczy, bez tego całego „ale nie możemy tego puścić, bo ktoś się obrazi”. A czemu nie? Może nawet coś z treści, które krążą pod kryptonimem „77”, też kiedyś trafi do pisma? W końcu niektóre rzeczy same się piszą. Ludzie opowiadają je przy grillu, przy kawie, przy wymianie opon, a czasem i w urzędzie — przez uchylone drzwi, półgębkiem, niby przypadkiem. Zresztą, ostatnio spekulowano, że pewna osoba pochodzenia, powiedzmy postać ochroniarska próbowała sprzedać nagranie, na którym włodarz miasta 665 — a może nawet sam landlord, znany z tego, że po materiałach naukowych na szkoleniu BHP dostaje wypieków jak przy pierwszym kieliszku nalewki — rzucał rolkami papieru toaletowego do hotelowego basenu. Tak, do basenu. Uniejowscy służbiści od monitoringu wizyjnego ponoć namierzyli delikwenta — i ustalili powiat, z którego przyjechał. Teraz podobno uderzają do różnych gremiów pismaków, czy nie chcieliby tego „materiału” do publikacji. Oficjalnie z troski o filtry basenowe. Nieoficjalnie? Krąży opinia, że konkurencja dobiera się do kulawego Cygana z miasta 77310, który nieźle sobie używa na szkoleniach dla samorządu. Wspomniano też coś o LSD, o jakimś „punkcie Gie” — ale tu wersje są rozbieżne, bo jedni mówili, że to coś z zakresu psychodelii, inni, że chodziło o to miejsce w piwnicach, tam gdzie kiedyś biuro mieli myśliwi, potem związek niemiecki, a dalej w korytarzu, za starą szafą pancerną, Gra BARokowa ma bar czy Margrabarkowa bar ma czy jakoś tak lub inaczej niż tak. Z baru zionie kuchnią domową, że zapach stoi na pół parkingu. Ktoś twierdzi, że to nalewka z orzechów, ale nikt nie widział orzecha. Orzeszki to ważny symbol, kto komu ujebał fotel w aucie podczas wyjazdu do Poznania... (tusz szum słychać niewyraznie) Zabrał kolegę z pracy a następnie go obgadał przy innym. W przyszłości niedalekiej będzie o tym pewnie i pół rozdziału a z afery jaka po tym wybuchnie powstanie pewnie cała seria. Faktem jest, że landlord ma młodą żonę i, jak mówią, szkoda kobiety, bo historia z rolkami papieru i wypiekami to był dopiero początek... Co ciekawe, ktoś ten temat powziął. Był zafascynowany, pałał uczuciem spełnienia — jakby zobaczył wreszcie sens w robieniu notatek na flipcharcie. W środowisku sportowym mówią na niego „Kangur Wilson”. Śmieszna ksywa, wiadomo — ale ponoć to wąskie grono tak go nazywa, zazdroszcząc wielkiej torby. Może nie tylko na sprzęt sportowy. A teraz, z tą wiedzą, z tą otoczką absurdu, podejrzeń, zgrzytów, zapraszamy do właściwej treści. Rozdział 5: Kto wali grubą Bertę w szpitalu, kto do nosa a kto z ukosa Rozdział 6: To była prywatka, sekretarzowa zaprosiła swoich przyszłych pryncypałów do posiadłości we wsi gdzie Hałas trzaska stalą (...) Rozdział 7: Świadectwa, świadectwa… i łódź dla WOPR-u W małym mieście, gdzie każdy zna każdego, a plotka rozchodzi się szybciej niż sygnał LTE, krążyła jedna historia. Opowiadana półgębkiem, dopowiadana po kieliszku, przerabiana przez architektów, księgowych, majstrów, emerytki, aż do granic absurdu. Historia o siedemdziesięciu ośmiu świadectwach. Nie udziałowych, nie szkolnych. Energetycznych. Zaczęło się niewinnie. Gdzieś między zebranie wspólnoty mieszkaniowej a spotkaniem branżowym przy suchym cateringu. Ktoś rzucił: — A wiesz, że oni te świadectwa za darmo robią? Bez faktury, bez ZUSu, dla idei! Zapadła cisza. Taka, że wentylator w projektorze nagle zabrzmiał jak wielka dmuchawa wietrząca halę produkcyjną po nocnej zmianie. Jakby cała sala czekała, aż kurz opadnie, a ktoś w końcu odważy się zapytać: „Ale zaraz… co tu się właściwie odpierdala?” Potem pojawił się ten niepokój, ten znany szelest podejrzenia, co przemyka po sali niczym gryzonie po miejskim ratuszu. Bo owszem, można robić coś bez pieniędzy. Ale gdzie kończy się wolontariat, a zaczyna perfidia? — To dla żony robi? — spytała cicho była księgowa z bloku numer X. — Nie, przecież z nią już nie jest — odpowiedział ktoś z zaplecza, układając sobie w głowie relacje rodzinne jak planszę do Gra "(Nie) pijani k....... — To dla kogo? — Dla tej nowej, tej co z nim ale bez ślubu. — Eee… To on jej te świadectwa? — No tak! A kto inny? komu jak nie jej... Wtem ktoś w korytarzu dogaszał papierosa przy hydrancie, rzucił mimochodem: — Słyszałem, że ten dureń wpisał łódź dla WOPR-u do szwajcarskich! Parsknięcie śmiechem, ktoś się zakrztusił kawą i napluł na podłogę. — Przy spotkaniu uszatego. Mówię ci, serio. I nagle pękło. Wybuchł chichot. Potem seria niekontrolowanych przekleństw, bardziej wybuchowych niż butla z gazem w starym „Żuku”. Nazwy męskich narządów mieszane z topografią miasta, jakby ktoś układał wersy nowej punkowej piosenki pewnego doktora na literę Ha. Po wszystkim panowie rozeszli się z godnością, a w korytarzu wciąż słychać było urywki rozmów: — A teraz kogo rucha? — Coś tam o ruchaniu, ale nie dosłyszałem… — Chyba tą, co w starym, czy w staro... Nie dosyszałem Miasto było pełne takich półsłówek. Nawet plotki miały swój kod, swoje brudne, szepczące DNA. Tutaj zdrada pachniała tonerem z biurowej drukarki, a korupcja miała konsystencję milenijnego darmowego żurku podanego z brudneggo bemara na imprezie miejskiej. Wszyscy wszystko wiedzieli, ale nikt nic nie mówił głośno. Dużo do opowieści wnósł brat słynnego brata, ale jemu należy się rozdział. Nikt nie miał dowodów, ale każdy miał przekonania silniejsze niż argumenty. I tak się to toczyło. Bo przecież nie chodziło o pieniądze. Przecież nikt nie robił tego „dla mamony”. Nie. Tu chodziło o ideę. O polski zielony ład, o etos pracy, o „pomaganie”. — Trzeba pomagać — mówił jeden z urzędników, poprawiając kołnierz. — Ale komu? — spytała cicho nauczycielka, która już pięć razy prosiła o posadę w urzędzie, kolejny raz skończyło się bez etatu... A pomoc była. I zawsze trafiała tam, gdzie trzeba. Czyli do znajomego, co „przypadkiem” otworzył działalność w nowej branży. Do tej, co akurat miała wspólne zdjęcie z burmistrzem sprzed lat. Albo do tego faceta, co nic nie mówił, ale wiedział za dużo. A jak wiedział, to mu się należało. Splatały się tu światy. Branża AGD z branżą projektowo-budowlaną, a wszystko w jednym tyglu. Przekręty pachniały plastikiem z pralek i kurzem z budów. Plotka o mikrofalówce sponsorowanej z budżetu partycypacyjnego ścigała się z historią o kablach za gruby hajs, schowanych za ścianą w urzędzie. Ktoś mówił, że skarbniczka dostała szału, bo „wyczuła ten smród”. Ale jak? No niby jak? Przecież to niemożliwe. Nie każdy ma taki nos. Nie każdy ma dostęp do tej wiedzy. A jak już ma, to albo siedzi cicho, albo wyjeżdża do ciotki do Niemiec „na chwilę”. Cwaniactwo? Przesada? Może. Ale może to po prostu firmactwo — nowy lokalny sport ekstremalny. Gra bez reguł, tylko z jednym celem: przetrwać i zarobić, a potem udawać, że się nic nie wie. Tu wszyscy grali. I wszyscy udawali, że grają fair. Ale jak przychodziło co do czego, to sprzęt sportowy trafiał do dzieci kogo, no właśnie, a stare łodzie ratunkowe wracały w papierach jako „nowe innowacyjne jednostki pływające”. I tylko nocą, przy piwie i zapachu pieczonej kiełbasy z grilla w ogródku działkowym, rozmawiało się szczerze. O tym, kto z kim, kto kogo, za ile i dlaczego jeszcze nie siedzi. Bo w małym mieście wszyscy wszystko wiedzą. A najgorsze, że nikt się już nawet nie dziwi.Data dodania komentarza: 10.04.2025, 13:18Źródło komentarza: Elżbieta Jaworowicz wkrótce w Złotowie?
Reklama
Reklama