Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Złotowie rozpoczął swoją działalność 18 kwietnia 1945 roku. Jego głównym zadaniem było zapewnienie szeroko rozumianego bezpieczeństwa. Historia ukazała jednak, że to właśnie funkcjonariusze PUBP stanowili największe zagrożenie dla mieszkańców ówczesnego powiatu złotowskiego. Za pomocą środków terroru bronili bowiem tzw. "demokracji ludowej" i sowieckiego panowania nad tym skrawkiem Polski. Obok tego nie stronili również od pospolitych przestępstw, w tym także tych najcięższego kalibru. Mowa tu o gwałtach i mordach. Jedno z takich zdarzeń rozegrało się pod koniec grudnia 1945 r. w miejscowości Górzna.
Kim był zabójca? W "złotowskiej bezpiece" "pracował" pod fałszywym nazwiskiem. Znany był jako Zbigniew Klodowski. W jego dokumentach służbowych zgodne z prawdą były wyłącznie inicjały. Naprawdę nazywał się bowiem Zygmunt Kwapiński. Mężczyzna pochodził z Warszawy. Z zawodu był ślusarzem. Do "bezpieki" wstąpił w czerwcu 1945 r. Na początku służby pełnił funkcję wartownika w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Koszalinie. Pod koniec lipca 1945 r. zaliczył jednak awans i został młodszym kurierem – specjalistą poczty w WUBP. Dzięki tej funkcji uzyskał dostęp m.in. do funduszy "bezpieki", a to prawdopodobnie zrodziło pokusę, której nie potrafił się oprzeć. Z dokumentów wytworzonych przez UB wynika, że przywłaszczył sobie bliżej nieokreśloną sumę pieniędzy i zdezerterował.
Kolejne tygodnie z jego życia pozostają tajemnicą. W jaki sposób zmienił tożsamość? Dlaczego znalazł się na ziemiach powiatu złotowskiego? Kto mu w tym pomagał? Na te i inne pytania brakuje odpowiedzi. Można jedynie wysnuć domniemanie, że "pomocną dłoń" podał Kwapińskiemu członek jego rodziny, który prawdopodobnie był oficerem bezpieki w Warszawie. Tego rodzaju informację otrzymałem od osoby, która w 1946 roku przebywała z nim w jednej celi (chodzi o Więzienie Karno-Śledcze w Złotowie). Potwierdziła ona również fakt defraudacji przez Kwapińskiego "resortowych funduszy". W swoich poszukiwaniach ustaliłem ponadto, że w grudniu 1945 r. Kwapiński mieszkał w Złotowie, pracował w Obozie Pracy MBP i należał do PPR. W chwili popełnienia zbrodni we wsi Górzna miał ukończone zaledwie 21 lat.
Jego ofiarą była Polka, Antonina W., która mieszkała wraz z mężem we wsi Górzna. Rodzina utrzymywała się z prowadzonego gospodarstwa (było położone na obrzeżach miejscowości). Małżeństwo W. posiadało trójkę dzieci.
Jak wyglądał przebieg tragicznego zdarzenia? 27 grudnia 1945 roku Antonina W. zawiozła męża na stację PKP do Złotowa (wóz ciągnęły dwa konie). Mężczyzna miał do załatwienia sprawę urzędową w Pile, do której udał się już dalej transportem publicznym. Kobieta miała wrócić po niego na stację wieczorem. Następne kilka godzin rodzi wiele znaków zapytania. Wiadomo jedynie, że mężczyzna został na noc w Pile, kobieta zaś, zapewne nie doczekawszy się męża na stacji, wracała późnym wieczorem ze Złotowa. Prawdopodobnie przy ulicy Jastrowskiej została zatrzymana przez funkcjonariusza UB. Był nim Zygmunt Kwapiński. Funkcjonariusz wyjaśnił, że ma do załatwienia sprawę służbową w Górznej i poprosił kobietę o "podwózkę". Antonina W. wyraziła zgodę. Kilkadziesiąt minut później już nie żyła.
Tragedia rozegrała się na polu, które znajdowało się na obrzeżach miejscowości Górzna. Niewykluczone, że do przestępczego czynu doszło na tle seksualnym. Mordowi towarzyszył bowiem gwałt. Po dokonanej zbrodni funkcjonariusz "bezpieki" starał się ukryć ciało kobiety pod śniegiem. Następnie udał się do Tarnówki. W tej miejscowości bardzo szybko znalazł kupca na skradzione konie oraz wóz. Transakcja obarczona została jednak warunkiem, który później okazał się brzemienny w skutkach dla sprawcy zbrodni. Nabywca nie posiadał bowiem wystarczającej gotówki. W związku z tym zaproponował sprzedawcy, że w zamian dostarczy mu prosiaki, gdy tylko będzie mógł odstawić je od maciory. Funkcjonariusz UB przystał na propozycję, zostawiając na odchodne swój adres.
Mąż Antoniny W. powrócił do swojego gospodarstwa w Górznej dzień po tragicznym zdarzeniu. Od dzieci dowiedział się o nieobecności żony. Rzecz jasna natychmiast zawiadomił organy bezpieczeństwa. Te rozpoczęły poszukiwania kobiety, które wspomagali m.in. mieszkańcy kilku wsi (Radawnica, Kamień, Górzna, Nowy Dwór). Początkowo przeczesano okoliczne lasy. Dopiero rozszerzenie zakresu poszukiwań na polne drogi spowodowało, że natrafiono na ciało denatki, które znajdowało się pod cienką warstwą śniegu. Corpus delicti został odnaleziony. Pozostała kwestia wykrycia zabójcy.
Przełom w dochodzeniu nastąpił względnie szybko, bo już na początku stycznia 1946 roku. Nie zdecydowała o tym jednak przenikliwość i inteligencja funkcjonariuszy z terenu powiatu złotowskiego, raczej przypadek oraz nieostrożność sprawcy. Ciąg zdarzeń otworzył wyjazd męża Antoniny W. do Złotowa. Był to akurat dzień targowy. W trakcie przemieszczania się wśród handlujących osób, nieoczekiwanie zauważył swój wóz i konie. Natychmiast powiadomił o tym fakcie organa bezpieczeństwa, co skutkowało zatrzymaniem posiadacza wozu (mieszkaniec Tarnówki). Ten zaczął się bronić, że konie i wóz nabył od mieszkańca Złotowa. Na dowód wskazał adres, pod który miał dostarczyć prosiaki.
W ten właśnie sposób Zygmunt Kwapiński wpadł w ręce funkcjonariuszy UB i został osadzony w areszcie (znajdował się wówczas w piwnicach obecnego Urzędu Miejskiego w Złotowie). Potwierdza to pismo z 8 stycznia 1946 r. do kierownika wydziału WB WUBP w Bydgoszczy, które sygnował ówczesny kierownik PUBP w Złotowie, Teodor Popławski. Mowa w nim, że Klodowski (Kwapiński) przebywał "w śledztwie" przez kilka dni. Z dokumentów archiwalnych wynika, że początkowo nie przyznawał się do winy. W tym miejscu warto ponownie oddać głos świadkowi historii - więźniowi aresztu PUBP w Złotowie, który przytoczył mi fragment rozmowy funkcjonariuszy PUBP. Oczywiście nie odtworzył ich słów dokładnie, a jedynie nakreślił kontekst samych wypowiedzi. Wynikało z niego, że Klodowski vel Kwapiński nie był zbyt mocny psychicznie. Do "złamania" go wystarczyło bowiem kilka wulgaryzmów ze strony pijanych funkcjonariuszy UB oraz odbezpieczona broń. Te środki perswazji spowodowały, że przyznał się do zabójstwa, wskazał miejsce pozostawienia ciała Antoniny W. oraz ujawnił swoją prawdziwą tożsamość.
Po zakończeniu dochodzenia Klodowski vel Kwapiński został przetransportowany z aresztu PUBP do Więzienia Karno - Śledczego w Złotowie. W celi przebywał wraz z innymi osadzonymi. Jego rozprawa sądowa miała miejsce 15 kwietnia 1946 roku w Złotowie. Charakter zbrodni zapewne spowodował, że nie znaleziono żadnych okoliczności łagodzących. Wskazuje na to fakt, że Klodowski vel Kwapiński został skazany na karę śmierci. Zapewne mimo tak niekorzystnego rozstrzygnięcia nie tracił nadziei na ocalenie. Potwierdza to "Prośba o ułaskawienie", którą skierował do Prezydenta Bieruta. W jej napisaniu pomógł mu więzień o nazwisku Wiese. Prezydent Bierut, mimo że sam był agentem Moskwy i komunistycznym zbrodniarzem, nie stanął w obronie młodego funkcjonariusza, który wspierał go w budowaniu totalitarnego państwa. Nie skorzystał z prawa łaski. Tym samym los Klodowskiego vel Kwapińskiego został przesądzony.
Na trzy dni przed egzekucją wywołano z jego celi trzech więźniów. Byli to mieszkańcy Gronowa, Świętej i Górznej. Zaprowadzono ich do piwnicy i nakazano zbudowanie szubienicy. Po wykonaniu tej pracy więźniowie wrócili do celi. Oczywiście zakazano im rozmawiać z innymi osadzonymi na ten temat wykonanej pracy. Mimo to czuć było napięcie w celi, które udzielało się także Zygmuntowi Kwapińskiemu. Co zrozumiałe, ten był kłębkiem nerwów. Dowodem nocne koszmary. Śniło mi się, że mnie powiesili – wyjaśnił współosadzonym, gdy pewnej nocy zerwał się z pryczy. Był to oczywiście proroczy sen.
Rozmawiałem z osobą, która była świadkiem ostatnich chwil życia zabójcy Antoniny W.. Mowa o młodym więźniu (W. Cz.), który całą okupację spędził na przymusowych robotach w Niemczech. Po powrocie do komunistycznej Polski został oskarżony o wspieranie reakcyjnego podziemia oraz przynależność do bandy AK! Groteskowości całej sytuacji dodawał fakt, że ten młody człowiek nie wiedział o tym, że Armia Krajowa walczyła z Niemcami w okresie II wojny światowej. Nie miał nawet pojęcia o istnieniu tej organizacji! W wyniku tortur, które standardowo stosowano m.in. w PUBP w Złotowie, przyznał się jednak do wszystkiego. Na podstawie tak wytworzonego materiału dowodowego, "niezawisły sąd", którego prawnym sukcesorem jest sądownictwo III RP, orzekł wobec niego dwa lata pozbawienia wolności.
Zadaniem młodego więźnia była pomoc katu, który przybył do Złotowa w celu przeprowadzenia egzekucji. Wraz z nim udał się do szopy, która znajdowała się na dziedzińcu zakładu karnego. Wbili hak w belkę stropową, na nim zaś zawiesili sznur. Umieścili też trzystopniowy podest, który prowadził na prowizoryczny stryczek. Dlaczego odstąpiono od przeprowadzenia egzekucji w piwnicy więzienia? To pytanie zapewne pozostanie na zawsze bez odpowiedzi.
W trakcie tych makabrycznych przygotowań, Kwapińskiego nie było już w celi razem z innymi osadzonymi. W tym czasie spotkał się prawdopodobnie z kobietą w ciąży oraz oficerem z UB. Tak wynika z relacji jednego z osadzonych. Zjadł także ostatni posiłek. Następnie pod eskortą (m.in. kata) udał się na dziedziniec więzienia. Tam oświadczono mu, że zostanie zabrany do zakładu karnego w Wałczu. Ponadto, że za chwilę wyjdzie za bramę, dlatego będzie miał zawiązane oczy i skrępowane ręce. Kat dodał jeszcze, że do samochodu będzie wchodził po stopniach, które ten mu będzie liczył i że na słowo trzy ma usiąść. Następnie poczęstował Klodowskiego vel Kwapińskiego papierosem.
To specyficzne przedstawienie miało zapewne na celu uspokojenie skazańca i bezproblemowe przeprowadzenie egzekucji. Być może tak się nawet stało. Według relacji świadka, Klodowski vel Kwapiński nie okazywał oznak paniki. Został bezproblemowo skrępowany, kat zawiązał mu oczy, zakręcił kilka razy po dziedzińcu, następnie udał się z nim do szopy i tam go powiesił. Po upływie pewnego czasu zgon skazańca potwierdził doktor Zalewski.
Po egzekucji ciało Klodowskiego vel Kwapińskiego wywieziono za mury więzienia. Zakopali je w ziemi trzej więźniowie, którzy wcześniej przygotowywali szubienicę w piwnicy. Oczywiście grób nie został oznaczony. Prawdopodobnie "bezimienna mogiła" znajduje się na terenie przylegającym do Cmentarza Wojennego w Złotowie bądź też na jego obrzeżach. Tak wynika z relacji naocznego świadka.
Dlaczego Klodowskiego vel Kwapińskiego skazano na karę śmierci i wyrok został wykonany? Odpowiedź nasuwa się sama. Był zbrodniarzem i sobie na to zasłużył (m.in. przyznał się do popełnienia zbrodni współosadzonym). Warto jednak zauważyć, że był on jedynym funkcjonariuszem złotowskiej bezpieki, którego dosięgła ręka kata. Jego losu nie podzielił np. śledczy Andrzej Seredyński (PUBP Złotów), który 15 lutego 1946 r. zastrzelił 3 osoby, w tym kobietę w widocznej ciąży. Skazywanie na śmierć funkcjonariuszy bezpieki nie było więc takie oczywiste. Pole do dyskusji stanowi także sposób wykonania egzekucji. Dlaczego funkcjonariusz nie został rozstrzelany? Dlaczego nie powieszono go w piwnicy? Dlaczego zrobiono to w szopie, w której rzekomo Klodowski vel Kwapiński walczył o życie aż około 3 minut. Dlaczego wyrok wykonano na prowizorycznej szubienicy? Czy egzekucja ta była przeprowadzona profesjonalnie i w sposób względnie humanitarny?
Pytania rodzi także stosunek funkcjonariuszy PUBP wobec jego osoby. Agresywny i bezwzględny, wyraźnie kontrastujący z ich postawą po zbrodni dokonanej przez wspomnianego Seredyńskiego (15 luty 1946), kiedy to funkcjonariusze UB próbowali ("po koleżeńsku") sprawę zatuszować. Można pokusić się o spekulację, że to specyficzne traktowanie Klodowskiego vel Kwapińskiego mogło być pokłosiem jego służby w sowieckim Obozie Pracy MBP w Złotowie (położony był przy dzisiejszej ulicy Moniuszki). Instytucja ta stanowiła narzędzie represji komunistycznego państwa. Zapewniała przy okazji nieformalne dochody niektórym funkcjonariuszom i wpływowym osobistościom w regionie (np. okradano z majątku osadzonych, czerpano nielegalne zyski z ich niewolniczej pracy itp.). Niewykluczone więc, że niechęć wobec Klodowskiego vel Kwapińskiego miała podtekst finansowy. Mogła to być też zwykła zemsta. Oczywiście to wszystko to tylko spekulacje.
Na koniec warto wspomnieć, że poza Henrykiem Wątrobą, żaden z funkcjonariuszy złotowskiej bezpieki nie stanął przed sądem III RP. Stało się tek mimo tego, że wielu mieszkańców powiatu złotowskiego było torturowanych przez UB (np. wszyscy przebywający w celi razem ze skazanym Klodowskim vel Kwapińskim). Do tego warto dodać, że Prokuraturze Rejonowej w Złotowie nie udało się przesłuchać żadnego z żyjących po 1989 r. funkcjonariuszy UB. W tym kontekście można pokusić się o pełne goryczy podsumowanie, że proces rozliczenia komunistycznych zbrodniarzy na ziemiach powiatu złotowskiego zakończył się w okresie stalinowskim. Smutny jest fakt, że III RP nie zdążyła, a raczej celowo nie chciała zdążyć z wymierzeniem sprawiedliwości komunistycznym oprawcom. Nie ma w tym jednak przypadku, tak jak nie ma przypadku w tym, że założycielami III RP byli m.in. komunistyczni zbrodniarze oraz ich wierne sługi.
źródła: Archiwa IPN oraz zbiory własne autora
Napisz komentarz
Komentarze