Odnoszę wrażenie, że jestem obywatelem gorszego sortu. Co ciekawe, ten stan rzeczy nie budzi już we mnie odruchu buntu. Wygląda więc na to, że rozpłynąłem się w zacnym gronie osób, bo większość obywateli NeoPRL, zwanej oficjalnie III Rzeczpospolitą, nosi właśnie ten przymiot. Zazwyczaj bycia obywatelem gorszego sortu się nie zauważa. Wystarczy jednak zetknąć się z systemem – fundamentalnymi zasadami funkcjonowania kraju nad Wisłą – i wszystko staje się jasne. Na przykład: zachorujesz i nie masz pieniędzy na prywatne leczenie. Co wtedy? Wtedy już wiesz na pewno, że jesteś obywatelem gorszego sortu.
Kilka miesięcy temu wybrałem się na otwarte spotkanie z człowiekiem, którego Sąd Okręgowy w Lublinie, Wydział IV Karny, uznał w 2024 roku za kłamcę lustracyjnego. Wykład tego obywatela – rzecz jasna lepszego sortu – odbył się w budynku zarządzanym przez lokalnego księciunia, Jakuba Pieniążkowskiego. Cóż mówił człowiek, przy którego nazwisku w archiwach IPN figuruje zwrot: tajny współpracownik komunistycznej bezpieki o pseudonimie „Wisłok”? Generalnie nic ciekawego. Zamiast naukowych treści dominowały tyrady na poboczne tematy. Przykładem może być komplementowanie starosty złotowskiego z Koalicji Obywatelskiej czy chwalenie się wizytą w głównej siedzibie Deutsche Banku.
Moje krytyczne uwagi (wyrażone tuż po spotkaniu) spowodowały, że przedstawiciele wojującej demokracji, obrońcy sądów i wszelkich wolności – czyli w skrócie uśmiechnięte środowisko „jebaćpisów” – postanowili obdarzyć mnie specyficznie pojmowaną miłością. Wyrazem tego stały się m.in. wpisy o treści: „pies ci mordę lizał, debilu”.
I tu wracamy do Hossa, który wymyślił metodę „na wnuczka”. Chciałem osobiście poznać autorów, którzy poświęcili swój cenny czas, a niewykluczone, że i obowiązki zawodowe, by określić mnie mianem „barana”. W tym celu udałem się do organów ścigania i złożyłem stosowne zawiadomienie. Na miejscu zostałem poinformowany, że sprawa jest dość skomplikowana. Po pierwsze, może nie udać się ustalić sprawców. Po drugie, to dopiero sąd zleci organom ścigania ich poszukiwanie. Był jeszcze trzeci warunek – miałem wpłacić pieniądze na wskazane przez sąd konto.
Pieniądze przelałem w listopadzie 2024 roku, czyli zachowałem się zgodnie z instrukcją pana sędziego. Przez kolejne pięć miesięcy nie dostałem jednak żadnej informacji, mimo że wysłałem dwa listy polecone do przedstawiciela „wolnych sądów”. Zapanowała cisza. W tym czasie, na co mam potwierdzoną informację, nikt nie wystąpił o udostępnienie adresów IP „tfu-rców” miłosnych wpisów pod moim adresem, czyli nie wykonał pierwszej czynności w ramach dochodzenia. Stąd logiczny wniosek: albo jestem obywatelem gorszego sortu, albo padłem ofiarą metody, którą zapoczątkował słynny Hoss. Aha, jest jeszcze trzecia możliwość.
Można bowiem hipotetycznie założyć, że w kraju nad Wisłą panuje całkowita tolerancja wobec wszelakich wypowiedzi w internecie. Rzecz w tym, że tak z pewnością nie jest. Przykładem nie tak dawna historia 66-letniej emerytki chorej na nowotwór, która zamieściła wpis odnoszący się do faceta w czerwonych portkach, którego postkomunistyczne media wylansowały na ikonę dobroczynności. Ten syn pułkownika Milicji Obywatelskiej (organu faktycznie podporządkowanego komunistycznej partii w okresie PRL) nie musiał pisać poleconych listów. Organa ścigania niczym myśliwskie ogary ruszyły bowiem do akcji. Ukazuje to dobitnie nalot na mieszkanie seniorki-internautki.
To oczywiście przykład ogólnopolski. Na naszym lokalnym podwórku nie było dotychczas tak spektakularnych akcji. Nie oznacza to jednak, że przedstawiciele organów ścigania nie odznaczają się błyskotliwością w sprawach dotyczących obywateli lepszego sortu. Przykładem może być przyboczny księciunia Pieniążkowskiego, który poczuł się obrażony wpisami internetowymi. Organa ścigania „w trybie pilnym i na poduszkach” podjęły odpowiednie czynności. Wzięły się za sprawę niczym Jack Cates (Nick Nolte) w słynnym filmie 48 godzin. Zatem można. Trzeba mieć tylko odpowiednie papiery i dobry rodowód. Życie pokazuje, że bonus daje taki peerelowski, najlepiej pełną gębą peerelowski.
Wydaje się wysoce prawdopodobne, że obywatele lepszego sortu, którzy popełnili w internecie obraźliwe wpisy w moim kierunku, zachowają bezkarność. Może nawet wyleją na mnie kolejne wiadro hejtu. W końcu – czego się bać? Ano jest czego. Sprawiedliwość bowiem czasami jest jak oliwa...
Pokazuje to historia byłego lidera Platformy/Koalicji Obywatelskiej w naszym regionie, który jakiś czas temu, otoczony wianuszkiem złotowskich elit, nawoływał do głosowania na Rafała Trzaskowskiego w wyborach na prezydenta RP. Mowa o Piotrze P., który nigdy nie darzył mnie sympatią i kiedyś w brzydki sposób wypowiadał się na łamach pewnego szmatławca pod moim adresem (słowo „szmatławiec” jest zasadne, bo rzetelni dziennikarze wysłuchują dwóch stron). Ów jegomość został właśnie skazany (wyrok nie jest prawomocny) za czyny pedofilskie na 11 lat pozbawienia wolności. Oczywiście nie czuję radości z tego powodu. Podejrzewam jednak, że pewną satysfakcję mogą czuć dziewczyny, które, według słów Aleksandra Antoniewicza, w 2014 roku złożyły zawiadomienie na policję w sprawie Piotra P. Sprawa została wówczas umorzona. Dano wiarę wpływowemu politykowi Platformy/Koalicji Obywatelskiej. Ten dalej mógł więc robić swoje, i to nie tylko w polityce.
Czasami zatem opłaca się być obywatelem gorszego sortu – bo człowiek ma świadomość, że nie przykładał ręki do powstania tego rodzaju historii. Czy to samo może powiedzieć o sobie wielu „zacnych” obywateli naszego powiatu? W poszukiwaniu odpowiedzi odsyłam do wywiadu z Aleksandrem Antoniewiczem. Jest opublikowany na portalu 77400.pl.
PIOTR JANUSZ TOMASZ
Napisz komentarz
Komentarze