Perspektywa wybuchu II wojny światowej pobudziła wyobraźnie wielu ukraińskich polityków, którzy do tego momentu snuli jedynie oderwane od rzeczywistości teorie o budowie własnej państwowości. Dynamiczna sytuacja międzynarodowa sprawiła jednak, że plany te nabrały realnych kształtów. W tym kontekście należy wspomnieć, że jeden ze scenariuszy ataku na Polskę zakładał wywołanie za pomocą OUN powstania na wielką skalę w Małopolsce Wschodniej (Galicji Wschodniej). Taki plan chodził po głowie m.in. niemieckim strategom. Sformowano nawet w tym celu specjalny „Legion Ukraiński”.
23 sierpnia 1939 roku III Rzesza i ZSRS zawarły porozumienie, które przesądziło o ataku na Polskę. 1 września 1939 roku Niemcy i Słowacja zaatakowały nasz kraj. 17 września do grona agresorów dołączyła sowiecka Rosja. Warto podkreślić, że za broń chwycili w tym czasie również niektórzy Ukraińcy. W akcjach dywersyjnych, które miały miejsce między 29 sierpnia a 23 września 1939 roku, wzięło udział około 8 tysięcy osób spod znaku "tризубa". Ukraińcy zdobyli w tym czasie m.in. polskie miasto Stryj. Historycy szacują, że w 1939 roku w wyniku ukraińskich wystąpień zbrojnych śmierć poniosło kilkanaście tysięcy Polaków. Przykładem miejscowości Koniuchy i Potutorów, w których zamordowano łącznie około 100 mieszkańców. Ukraińcy współpracowali także z regularnymi oddziałami państw agresorów. Dowodem na to chociażby akcja żołnierzy słowackich i Legionu Ukraińskiego pułkownika Romana Szuszki, która miała miejsce w nocy z 9 na 10 września 1939 roku. Ich wspólny atak zakończył się zdobyciem polskiej miejscowości Jaśliska.
W czerwcu 1941 roku wybuchła wojna między III Rzeszą oraz Związkiem Sowieckim. To ponownie rozbudziło aspiracje niepodległościowe wśród Ukraińców. Równocześnie zaczęły zyskiwać na popularności diaboliczne idee, że to właśnie mordy na Polakach będą środkiem prowadzącym do budowy państwowości. Planowa eksterminacja Polaków znamionowała więc program ukraińskich nacjonalistów. W ujęciu banderowskim „polskimi okupantami” były nawet niemowlęta! Realizacja tego diabolicznego planu rozpoczęła się na wielką skalę zimą 1943 roku. Jego kres przyniosła natomiast przeprowadzona przez „władzę ludową” tzw. "Akcja Wisła" (rozpoczęła się 28 kwietnia 1947 roku). Polegała ona na masowej deportacji całych wsi i osad oraz rozproszeniu ludności cywilnej z terenów Polski południowo–wschodniej (obszary na wschód od Rzeszowa i Lublina). Trafiali oni głównie na tzw. Ziemie Odzyskane. "Akcja Wisła" objęła Ukraińców, Bojków, Dolinian, Łemków oraz mieszane rodziny polsko – ukraińskie. Głównym celem tej akcji było odcięcie walczących oddziałów Ukraińskiej Powstańczej Armii od ich naturalnego zaplecza oraz asymilacja ludności w nowym środowisku polskim. Operacja przeprowadzona została m.in. przez Ludowe Wojsko Polskie. Warto wspomnieć, że w jego szeregach służył wówczas Józef Zaorski. W trakcie „Akcji Wisła” był on kierowcą gen. Stefana Mossora - dowódcy Grupy Operacyjnej „Wisła”. Józef Zaorski od 1952 roku związany był z Ziemią Krajeńską. Przez wiele lat pracował m.in. jako kierownik restauracji „Karolinka” w Krajence.
Naukowcy szacują, że w wyniku ukraińskich rzezi zamordowanych zostało około 100 000 osób narodowości polskiej. W akcjach odwetowych zginęło natomiast około 10 000 Ukraińców. Zdecydowaną większość ofiar po obu stronach konfliktu stanowiły osoby cywilne. Statystyka oczywiście nie oddaje całości tragicznego obrazu. Ukraińców obciąża zwłaszcza to, że mordowaniu Polaków towarzyszyło niezwykłe okrucieństwo. Przykładowo: kneblowanie ust pakułami przy transporcie jeszcze żywych ofiar, rozrywanie ust od ucha do ucha, nabijanie dzieci na sztachety płotu, przecinanie tułowia na wpół piłą ciesielską, wycinanie płodów kobietom, rozczłonowanie ciała przy pomocy siekiery. O jednej z takich zbrodni opowiadał portalowi 77400.pl m.in. Henryk Kukla - mieszkaniec powiatu złotowskiego. Egzekucję jego brata poprzedziły tortury, które polegały na obcinaniu palców.
Apogeum ukraińskich zbrodni to tzw. krwawa niedziela, czyli dzień 11 lipca 1943 roku. Wówczas to na Wołyniu spacyfikowano ponad 100 polskich miejscowości. Świadkami tych tragicznych wydarzeń były m.in. osoby, które los po wojnie złączył z ziemiami powiatu złotowskiego. Przykładem Władysław Bąkowski, który należał do grupy pierwszych dziesięciu absolwentów, którzy ukończyli Państwowe Gimnazjum Młynarskie w Krajence. Głównie z tego powodu zapisał się na trwałe w historii szkoły, która przez lata stanowiła wizytówkę Krajenki w całej Polsce. Mowa o placówce oświatowej, do której likwidacji przyczyniła się rządząca powiatem złotowskim koalicja PSL-Platforma Obywatelska.
Władysław Bąkowski urodził się w 1922 roku w Hucie Pieniackiej, która jest jednym z symboli ukraińskiego bestialstwa. Można powiedzieć, że do pewnego stopnia miał szczęście. 28 lutego 1944 roku żołnierze z 4. Galicyjskiego Pułku Ochotniczego SS (formacja składająca się z Ukraińców) przystąpili do pacyfikacji jego rodzinnej miejscowości. W tym czasie przebywał na przymusowych robotach w III Rzeszy, na które został wysłany w 1942 roku. Na miejscu pozostali jednak jego krewni: ojciec Leon, matka Bronisława oraz brat Józef, którzy zginęli prawdopodobnie spaleni żywcem przez Ukraińców. Tego tragicznego losu uniknęła siostra Władysława Bąkowskiego – Stefania, której udało się wydostać z podpalonego budynku. Mieszkańcy Huty Pieniackiej umierali z reguły w straszliwych męczarniach. W świetle szacunkowych danych, 28 lutego 1944 roku na terenie wsi zamordowano od 600 do 800 osób, w tym około 250 stałych mieszkańców Huty Pieniackiej! Według niektórych źródeł, w rzezi uczestniczyły także oddziały terenowe OUN–UPA.
Ukraińskiego okrucieństwa doświadczył również Mirosław Hermaszewski, który w latach 1948–1949 był uczniem Szkoły Podstawowej w Krajence. W banderowskich pogromach stracił dwadzieścioro członków swojej rodziny. Jednego z takich ataków o mało sam nie przypłacił życiem. Gehenna rodziny Hermaszewskich rozpoczęła się 25 marca 1943 roku, kiedy to ukraińskie hordy zaatakowały wieś Lipniki w powiecie wołyńskim. Mirosław Hermaszewski miał wówczas półtora roku. Jego matka - Kamila, słysząc odgłosy rozpętanego przez Ukraińców piekła, wzięła na ręce zawiniętego w koc syna i próbowała uciekać z zagrożonego terenu. Zauważył to jednak "banderowiec", który wystrzelił z broni palnej w jej kierunku. Kobieta, z zakrwawioną twarzą i rozerwanym od ukraińskiej kuli uchem, upadła na śnieg i straciła przytomność. „Banderowiec” zapewne założył, że zabił swoją ofiarę i jej nie dobił. Po pewnym czasie kobieta się ocknęła i zaczęła biec przed siebie. Pod wpływem szoku pozostawiła na śniegu zawiniętego w koc Mirosława. Na szczęście na drugi dzień dziecko znaleźli jej syn Władysław i mąż Roman, którzy wrócili na zgliszcza spacyfikowanej wioski. To był cud. Mirosław przeżył, mimo że tej nocy panował siarczysty mróz. Mężczyzni odnaleźli również Kamilę. Gehenna rodziny Hermaszewskich nie zakończyła się jednak wraz z tym wydarzeniem. Roman Hermaszewski został bowiem zastrzelony na polu przez nieznanego Ukraińca. Miało to miejsce krótko po pacyfikacji wsi Lipniki. Warto przypomnieć, że Mirosław Hermaszewski po wojnie wykonywał zawód pilota. Uwieńczeniem jego kariery był dzień 27 czerwca 1978 roku, kiedy to jako pierwszy Polak znalazł się w Kosmosie. Na orbicie spędził 8 dni. W tym czasie 126 razy okrążył ziemię. Pomimo bogatego w wydarzenia życia, podczas którego odwiedził setki miejscowości, nie zapomniał o dzieciństwie spędzonym w Krajence. W swojej książce tak wspominał ten okres: „Trafiłem do dostatniego domu, gdzie otoczyła mnie życzliwość stryja (Kazimierza) a stryjenka kochała mnie jak swojego. Świadectwo ukończenia pierwszej klasy uzyskałem w Krajence".
Ukraińskie rzezie na Kresach udało się przeżyć również rodzinie Niemyskich. W chwili wybuchu wojny mieszkali we wsi Błażenniki (powiat Włodzimierz Wołyński). Miejscowość liczyła wówczas około 500 osób. Zdecydowaną większość stanowili Ukraińcy. Niemyscy doznali z ich strony relatywnie niewielkich represji. Sprowadziły się one do spalenia rodzinnego domu i rozgrabienia majątku. Przeżyli głównie dlatego, że tuż przed rzeziami schronili się na terenie dawnego województwa lubelskiego. Rodzina ta po wojnie przybyła na Krajnę. Dość znaczącą kartę w jej historii, głównie ze względu na antykomunistyczną postawę, zapisał Jan Niemyski (był m.in więźniem w okresie stalinowskim). Na terenie miasta Krajenka prowadził gospodarstwo rolne. Również w mieście nad Głomią zawarł związek małżeński. Później wyjechał do Piły. Warto wspomnieć, że na jego nagrobku, który znajduje się na cmentarzu w Krajence, umieszczona została odznaka 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Formacja ta walczyła z Ukraińcami i Niemcami. Jan Niemyski służył w kompanii pod dowództwem Zbigniewa Ścibora Rylskiego, (powstańca warszawskiego, późniejszego generała WP) i nosił pseudonim „Kora”. 27 lipca 1944 roku, podobnie jak wielu innych członków wołyńskiej konspiracji, został rozbrojony przez Sowietów we wsi Wilkołaz. Następnie wcielono go do Armii Berlinga. Dzięki temu częściowo uniknął tragicznego losu wielu innych żołnierzy 27 WDP AK, którzy zostali zamordowani przez komunistów (Kąkolewnica, Zamek w Lublinie) lub wywiezieni w głąb ZSRS.
Do grona ocalałych z rzezi ukraińskich należał również Tadeusz Bihun. który przyszedł na świat w miejscowości Jezierzany w województwie stanisławowskim. W 1943 roku został ranny a jego brat zamordowany przez siepaczy z Ukraińskiej Powstańczej Armii. Po zajęciu tych terenów przez Armię Czerwoną wiosną 1944 roku, wstąpił do utworzonych przez władze sowieckie „Istriebitelnych Batalionów” (batalionów pościgowych), których celem było m.in. zapobieganie ukraińskim atakom. W maju 1945 roku Tadeusz Bihun osiedlił się na terenach dawnego powiatu wyrzyskiego. W 1962 roku nabył gospodarstwo rolne w Śmiardowie Krajeńskim.
Na Krajnie mieszka wiele rodzin, które mogłyby dopisać kolejne dziesiątki historii do tego artykułu. Oczywiście należy to dalej robić i tego typu artykuły będą pojawiać się na portalu 77400. Wojna na Ukrainie nie może skazywać nas na poprawność i zamykać usta. Tylko bowiem na prawdzie można zbudować dobre i szczere relacje z naszym wschodnim sąsiadem. Ten artykuł kieruję szczególnie do pani Anny i innych obywateli Ukrainy, którzy przybyli na nasze tereny, żyją tu i pracują, a jednocześnie gloryfikują Banderę i symbolikę UPA. Przy okazji przypominam również, że 11 lipca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach Rzeczypospolitej Polskiej. Podczas wizyt w Jampolu również warto o tym wspominać. Właśnie w imię budowania dobrych relacji.
Piotr Janusz Tomasz
(Krajenka, kontakt: [email protected])
źródła:
T. Brzezińska, Śmiardowo Krajeńskie – Nasza Mała Ojczyzna, Śmiardowo Krajeńskie
2011
G. Motyka, Od Rzezi Wołyńskiej do Akcji Wisła, Krakow 2011, s. 43.
Akta ZBOWiD Jozefa Zaorskiego, Archiwum Urzędu do Spraw Kombatantow i Osob
Represjonowanych w Warszawie
Wykaz absolwentow Państwowego Gimnazjum Młynarskiego w Krajence, [w:] pod
red. Teresa Kurnikowska 50–lecie Szkół Młynarskich w Krajence, Krajenka 1996.
W. Bąkowski, Zagłada Huty Pieniackiej, Krakow 2001
M. Hermaszewski, Stan nieważkości – opowieść pilota kosmonauty, Kraków 2009
Z. Strenczak, Człowiek człowiekowi wilkiem, Wągrowiec 2004
Zbiory Haliny Stachyra, Ankieta personalna żołnierza 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty
AK: Jan Niemyski
Napisz komentarz
Komentarze