Ukraiński wolontariusz posiadał cały plik uwiarygadniających go dokumentów. Przejawiał jednak specyficzne zachowanie, które wzbudziło w nas podejrzenie. Przykładem kłopot z określeniem jednoznacznego celu zbiórki, bo jakoś dziwnie zabrzmiało, że jest nim dom dziecka pod Poznaniem. Tak rozpoczęło się dziennikarskie śledztwo, bo oczywiście wzięliśmy pod lupę posiadane przez Ukraińca dokumenty. W końcu udało nam się dodzwonić do rzekomego organizatora zbiórki, którego narodowość w sposób jednoznaczny wybrzmiała przez telefon. To był oczywiście kolejny „frontowiec”. W trakcie naszej rozmowy celowo nie padła nazwa miejscowości, z której wykonujemy telefon. Może dlatego nasz rozmówca wyjaśnił, że fundacja zbiera pieniądze na dom dziecka... w Białej Podlaskiej. Rzecz jasna to miłe, że „frontowcy” chcą dbać o domy dziecka w Polsce, które na dodatek finansowane są z budżetu państwa. Uznaliśmy, że mundurowym powinni podziękować za to inni mundurowi, a przy okazji sprawdzić legalność zbiórki. Stąd telefon wykonany na policję. Niestety funkcjonariusze nie zrozumieli naszych intencji, tłumacząc się, że wszystkie patrole obstawiają właśnie imprezę Blues Express w Zakrzewie. Także sprawdzenie wolontariusza z Ukrainy okazało się karkołomnym zadaniem.
Na wszelki wypadek zachęcamy do przyglądania się wolontariuszom różnych fundacji i zawiadamiania strażaków lub kolejarzy w przypadku jakichkolwiek podejrzeń. Być może te służby zadziałają w sposób prawidłowy w takich przypadkach. A policjantom, którzy jak widać czują bluesa, nucimy "czerwony jak cegła", bo to chyba wstyd.
red.
Napisz komentarz
Komentarze