Co sprawiło, albo inaczej co jest powodem apogeum strachu i lęku w obecnej rzeczywistości?
Co tak naprawdę potęguje lęk i strach?
Co kryje się pod lękiem i strachem?
Dlaczego to właśnie strach i lęk jest doradcą życiowym ?
Skąd w Nas tyle lęku i strachu?
Czego tak naprawdę się boimy?
Kto tak naprawdę może się bać?
Jak rozprawić się z fenomenem lęku zżerającym ludzkie zachowania, postawy wobec siebie wzajemnie?
Ze swego podwórka i doświadczenia wiem, że lęk i strach zawsze pojawiał się wtedy kiedy nie miałam możliwości zapoznać się, a właściwie poznać odpowiedzi na nurtujące pytania.
Trudno żebym nie podparła się przykładem z życia swego wziętym, a mianowicie wcześniactwo, niedotlenienie mózgu okołoporodowego syna co w dalszej perspektywie braku kontaktu, kompetencji i odpowiedzi na nurtujące pytania narastały ów stan. Niepewność, wątpliwości w zachowaniu i opóźnionym rozwoju psychoruchowym, a przede wszystkim matczyna intuicja szeptała, pytała, wątpiła, analizowała, widziała to wszystko takie jakie jest. I ta swego rodzaju trzeźwość widzenia, czucia w zderzeniu z brakiem przepływu informacji, niewiedzy o ewentualnych trudnościach rozwojowych, powikłaniach na przyszłość nie dawały mi spokoju.
Jak ja pragnęłam, jak czekałam na potwierdzenie tego co przeczuwałam. I nie dlatego, że tego chciałam lecz po to, aby odetchnąć i przestać zadręczać się czymś co czułam, żeby w końcu przestać to robić i nie tkwić w martwym punkcie.
Bo czyż nie to, że wiesz o co chodzi sprawia, że wiesz co dalej robić ?
Czy właśnie przejście przez dotknięcie prawdy nazwanej przychodzi akceptacja i dalsze działanie ?
Czy właśnie nie to, że błagałam oczami o prawdę powodowała, że nie mogłam ruszyć z miejsca?
Czy naprawdę tak dużo wymagałam ?
Dlaczego wciąż pomimo 31 lat życia z niepełnosprawnością syna spotykam uciekające Fundacje od ludzi niepełnosprawnych?
Dlaczego wciąż po dziś dzień ludzie piastujący urzędy, stanowiska, władza czy organizatorzy imprez kulturalnych uciekają od odpowiedzialności ?
Dlaczego wciąż pokutuje lekkoduszne, lekkostrawne, a najlepiej nietykalne, nienazwane, niedokończone, niekompletne porozumienia czy rozmowy?
Dlaczego mam wciąż takie poczucie i z tyłu głowy myśl, że to nie jest osiągalne, że moje stawianie spraw na ziemi, na twardej ziemi budzi lęk dziwnym trafem nie u mnie ?
Dlaczego mam się tłumaczyć z tego, że chce wiedzieć na czym stoję, że w ten sposób mogę iść dalej, że każda kolejna konfrontacja dodaje energii i siły sprawczej?
Dlaczego wciąż czuje się kimś kto za dużo oczekuje lub ma za duże wymagania?
Dlaczego coś co w naturalny sposób może rozwiać wątpliwości jest wygórowaną sprawą lub wymogiem z mojej strony?
Niestety trudno jest istnieć w przestrzeni publicznej w obliczu ludzkiego lęku przed otwartością i szczerością, którą tak bardzo cenię i która sprawia, że moje życie jest zwyczajnie proste i do ogarnięcia.
Zastanawia mnie jedna rzecz jak długo jeszcze będziemy sami siebie zatrzymywać, blokować, indoktrynować, uciekać, wykluczać, spychać na margines społeczny?
Jak długo będziemy stosować sztuczki marketingowe dla podbijania oglądalności, słuchalności bez treści, bez wartości, a przede wszystkim bez prawdy o sobie samym?
Kto jeszcze chce bawić się w maskaradę wolności na warunkowych zasadach?
Jestem zmęczona udowadnianiem, że nie potrzebuje specjalnych względów czy specjalnego traktowania z powodu wózka inwalidzkiego syna lecz traktowania poważnie, odważnie i konkretnie.
Jedyne o czym marzę to o społecznej sprawczości tylko gdzie podziała się odwaga?
Ona jest tam gdzie lęk, a jedynym lekiem na lęk jest odwaga. I czar lęku pryska.
Napisz komentarz
Komentarze