Niestety nie potrafię przywołać w pamięci naszego pierwszego spotkania. Pewnie było to na początku lat osiemdziesiątych XX wieku, bo wówczas moja rodzina zamieszkała jakieś 50 m od poniemieckiej kamienicy, w której mieszkał Darek. Pamięć podpowiada, że dużo w tym czasie graliśmy w piłkę nożną. Boiskiem była ulica, najpierw pełna błota, później pokryta żużlem. Bramkę wyznaczały cegłówki lub kamienie. Graliśmy też w starym parku, bo ze stadionu w tamym czasie zazwyczaj przeganiali. Oczywiście Darek reprezentował naszą ulicę w „oficjalnych” meczach z chłopakami z innych części miasta. Dzielnie bronił bramki, a czasami także kumpli z ulicy, bo z emocjami bywało w tym wieku różnie.
Chodziliśmy także do tej samej szkoły. Jednak dopiero pod koniec podstawówki do jednej klasy. To z Darkiem wypite było pierwsze piwo podczas jednej z zabaw szkolnych. Nie pamiętam pełnego składu „degustatorów”, którzy raczyli się tym złocistym trunkiem obok budynku podstawówki. Za to doskonale przypominam sobie, że nakryła nas pani Jędrzejewska. Któryś z chłopaków rzucił, że pijemy „oranżadę” i wzięliśmy nogi za pas. Nie było za to żadnych konsekwencji, bo to była przyzwoita nauczycielka. Bywali jednak też i inni pedagodzy. Uczciwie trzeba przyznać, że nie byliśmy z Darkiem aniołami. Zdarzało nam się robić różne numery. Kto z ówczesnych pedagogów nam nie przylał? Jeszcze w 2023 roku licytowaliśmy się tymi nazwiskami. Zawsze jednak na dłużej zatrzymywaliśmy się przy jednym. Ów pedagog nosił w podstawówce ksywę „Hiszpan”. Do dziś pamiętam widok z sali nr 109. Darka szarpanego brutalnie za włosy, bo ktoś na nas doniósł. Oberwał wtedy niesłusznie, bo byliśmy kompletnie niewinni. Jacek nabroił, konsekwencje ponieśliśmy jednak w trójkę. Było wzywanie rodziców, apel przed całą szkołą i potępienie "naszego" niecnego zachowania.
Z podstawówką łączy się też inny wspólny epizod. Mowa o grze na instrumentach muzycznych. W moim przypadku była to waltornia. U Darka ten katalog był znacznie szerszy. Zaczynał od werbla, potem był alt, tenor, puzon, saksofon, klarnet, w dorosłym już życiu do tego szerokiego katalogu dołączyły jeszcze instrumenty klawiszowe i gitara. Niestety w moim przypadku była to przelotna przygoda z muzyką, bo grałem tylko do końca podstawówki. Darek natomiast rozwijał się dalej w tym kierunku. Czasami grywał na saksofonie u mnie w piwnicy. Jeden z takich „koncertów” nagrał mój brat na „starego kasprzaka”. Do dziś pamięta „obudź się czarny Alibabo” w wykonaniu Darka Lemańczyka.
Po podstawówce nasze drogi rozeszły się nie tylko muzycznie. Dalej co prawda uczyliśmy się w Krajence, ale w moim przypadku było to technikum młynarskie, Darek wybrał zaś naukę stolarstwa. Utrzymywaliśmy jednak znajomość. Przykładem moje 18 urodziny. Darek był na nich oczywiście obecny. Co więcej, pomógł w ich organizacji, w tym w zaopatrzeniu w nieco mocniejsze trunki. Spirytus „Royal” mieszaliśmy z pepsi u jego sąsiada, który mieszkał piętro wyżej. Impreza trwała w moim domu do rana. Rzecz jasna rodzice o niczym nie wiedzieli.
Tych wspomnień związanych z Darkiem jest mnóstwo. Także w odniesieniu do późniejszych czasów, w których zapisaliśmy swoje karty w historii miasta Krajenka. I właśnie o nich należy wspomnieć w kontekście Darka. Niewątpliwie miał duszę społecznika. Potwierdza to jego zaangażowanie w działalność klubu sportowego Iskra Krajenka. Był m.in. jego sekretarzem. Zapewne niewiele osób wie, że również przez krótki czas piłkarzem (grał na pozycji bramkarza). Życie Darka to była jednak przede wszystkim muzyka. Zaczynał przygodę z nią już w czwartej klasie szkoły podstawowej. Mowa o orkiestrze dętej w Krajence, w której pierwsze szlify zdobywał pod kierunkiem śp. Józefa Dubińskiego. Występował razem z nią m.in. podczas uroczystości państwowych i kościelnych (np. pasterek). Sam również zakładał zespoły muzyczne. Ile wesel i zabaw odbyło się przy dźwiękach zespołu „Albatros”, którego był członkiem? Zapewne nikt nie potrafi tego zliczyć. Podobnie koncertów kapeli „Mysomtacy”, którą założył w 1995 roku i której był niekwestionowanym liderem. Do dziś to wizytówka Krajenki, w której to zadebiutowali w 1996 roku (festyn „Wielkopolski Burmistrz - Wójt Roku). Później były setki imprez na terenie całego kraju. W najlepszym roku, jak wspominał Darek, "Mysomtacy" zagrali 34 koncerty. Wystąpili też w radio i telewizji. Przykładem „ TV Trwam” z Torunia.
Ostatni raz widziałem się z Darkiem w grudniu na pogrzebie naszego sąsiada. Uroczystości żałobne zakończył pan Rutkowski słowami: pomódlmy się za tego spośród nas, którego Pan pierwszego przywoła do siebie. W życiu bym nie pomyślał, że to będzie właśnie Darek - dobry człowiek, wielki społecznik i porządny kolega. Jeszcze stosunkowo niedawno w wywiadzie prasowym żartował przecież, że chciałby dożyć stu lat i pobierać podwójną emeryturę. Na serio zaś dodał, że chciałby, żeby to, co stworzył z kolegami (kapela "Mysomtacy"), przetrwało, bo to już historia, element miejscowego krajobrazu. Oby tak się właśnie stało, bo to chyba będzie najlepsza forma upamiętnienia śp. Dariusza Lemańczyka, który odszedł do domu Pana w dniu 8 stycznia 2024 roku.
Uroczystości pogrzebowe odbędą się 15 stycznia 2024 roku. Rozpocznie je różaniec (10:15) i Msza św. (godz. 11:00) w kościele św. Józefa. Poniżej publikuje nekrolog.
Rodzinie zmarłego składam wyrazy współczucia.
Piotr Janusz Tomasz
Napisz komentarz
Komentarze