Przykładem plutonowy Michał Robak, który oparł się nawet dekomunizacji przestrzeni publicznej. Zasługa w tym m.in. lokalnych samorządowców, bo dzięki nim jedna z ulic Złotowa nadal nosi jego imię. Wybór tego żołnierza na lokalnego bohatera nie był oczywiście przypadkowy. Przed wybuchem wojny należał do Komunistycznej Partii Polski. Jej kontynuatorką była natomiast PZPR. Legitymację tej partii dzierżyło zaś wielu "szanowanych" mieszkańców naszego regionu.
W tym miejscu należy przypomnieć, że Komunistyczna PArtia Polski powstała w 1919 r. jako KPRP. Od marca 1919 była sekcją Kominternu - organizacji międzynarodowej, która powstała w Moskwie z inicjatywy Włodzimierza Lenina. Podczas wojny polsko – rosyjskiej członkowie KPP walczyli po stronie bolszewików. Ich celem była rewolucja socjalna, która wiązała się w ujęciu KPP z likwidacją państwa polskiego i wcieleniem jego terenów do ZSRS jako republiki sowieckiej. Warto zauważyć, że obecnie podobny program głoszą środowiska, które pragną federalizacji Europy pod berłem Berlina.
Michał Robak urodził się w 1901 r. we wsi Wielowieś koło Inowrocławia. Trzy lata wcześniej na świat przyszedł Jan Popijakowski. On również walczył na Krajnie. Pozostaje jednak, podobnie do dziesiątek innych żołnierzy Armii Berlinga, osobą całkowicie anonimową w naszym regionie. Rodzinna wieś Popijakowskiego nazywała się Międzyrzecz i położona była na Wołyniu (są też zapisy, że urodził się w Wołkuszowie). Kolejna różnica to ta, że podczas wojny polsko – rosyjskiej walczył m.in. przeciw komunistycznej nawale. Służył w 4. Pułku Strzelców Konnych. To oczywiście za skromne określenie, bo przecież w tym okresie otrzymał Virtuti Militari i Krzyż Walecznych.
Robak i Popijakowski mieszkali w okresie międzywojennym na terenach Rzeczpospolitej. Zmagali się też z typowymi problemami egzystencjalnymi. Popijakowski był rolnikiem. Za udział w wojnie otrzymał kawałek gruntu na Wołyniu, z którego jednak trudno było się utrzymać. W jednym z dokumentów można przeczytać, że „ziemia obciążona jest długiem”. Podobnie ciężko żyło się Robakowi, który za chlebem emigrował do Francji. Długo jednak nie pracował w tym miejscu. Komunistyczne poglądy pchnęły go bowiem w szeregi Brygad Międzynarodowych, które zostały utworzone przez wspomniany wcześniej Kominterrn (była to odpowiedź na apel Komunistycznej Partii Hiszpanii). Wzięły one udział w wojnie domowej w Hiszpanii (1936-1939) po stronie ówczesnych, wedle współczesnej terminologii, demokratów. Właśnie oni odpowiadają za liczne zbrodnie. Celem ich okrucieństwa był zwłaszcza Kościół katolicki (kolejna analogia do współczesności). W wyniku prześladowań religijnych śmierć poniosło blisko 7000 duchownych i kilkadziesiąt tysięcy wiernych świeckich. Zniszczeniu uległo około 2000 świątyń.
Michał Robak batalię w Hiszpanii przypłacił internowaniem. Przebywał na nim w Algierii. Mowa o obozie w miejscowości Djelfa. Opuścił go w maju 1943 r. dzięki interwencji przedstawicieli Związku Radzieckiego (po zajęciu tych terenów przez Amerykanów). Wraz ze 120 innymi „Dąbrowszczakami” (24 czerwca 1943 r.) z portu w Tunisie odpłynął do Egiptu. Tym samym rozpoczął trwającą ok. 3 tygodni podróż do Związku Radzieckiego, prowadząca przez Palestynę, Jordanię, Irak i Iran. 14 lipca 1943 r. przybył statkiem do Krasnowodska”.
Internowany był również Jan Popijakowski. Choć to złe słowo, bo zesłania na Syberię nie można nijak przyrównywać do warunków, w których znalazł się Michał Robak w Algierii. Oczywiście było to następstwo wybuchu II wojny światowej i napaści Związku Sowieckiego na Polskę. Jan Popijakowski trafił na „nieludzką ziemię” wraz z rodziną. Doświadczał losu typowego dla zesłańców. Lampka w tunelu zapaliła się dla niego w 1941 roku. Mowa o wybuchu wojny między dotychczasowymi sojusznikami, ZSRS i III Rzeszą. Sowieci zezwolili wówczas na utworzenie Armii Andersa. Jan Popijakowski nie zdążył się jednak do niej zaciągnąć i opuścić Związek Sowiecki. Kolejną nadzieję dała Armia Berlinga, którą tworzyli komuniści całkowicie podporządkowani Stalinowi. Było to widoczne także na polach bitew, na których polscy żołnierze traktowani byli niczym „mięso armatnie”.
Robak to ideowy komunista, który w pochodzie na Zachód widzi możliwość zrealizowania wizji Lenina i Stalina. Popijakowski to natomiast ofiara komunistycznego systemu, dla którego zaciąg do wojska to jedyna możliwość wydostania się z syberyjskiego piekła. Wiosną 1944 r. Michał Robak wstąpił do 11 PP 4 DP im. J. Kilińskiego. Został zastępcą dowódcy plutonu do spraw polityczno - wychowawczych w I kompanii ckm. Pod koniec czerwca 1944 r. Michał Robak został skierowany na front. Początkowo stacjonował w Lublinie, pełniąc różne funkcje garnizonowe. W styczniu 1945 r. przez Bydgoszcz trafił w okolice Złotowa. Szlak bojowy Jana Popijakowskiego wymaga przeprowadzenia wnikliwych badań w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie. Pewnym faktem jest jednak to, że służył w 10 PP i poległ 6 lutego 1945 roku pod Skórką (prawdopodobnie w ramach operacji zdobycia „Twierdzy Piła”). Ten Kawaler Virtuti Militari i Krzyża Walecznych odszedł w ciszy. Próżno szukać w regionie biograficznych notek o nim. Inaczej jest w przypadku komunisty Michała Robaka.
Mowa tu np. o opowieści, którą zamieszczono w propagandowym „Biuletynie Sławy” z 1945 roku. Czerpie z niej m.in. samorząd złotowski i niektórzy lokalni historycy. Turyści, młodzież i dzieci słuchają zatem następujących słów. „Wieczorem 30 stycznia 1945 r. 11 Pułk Piechoty IV Dywizji, którego plutonowym był Michał Robak, dotarł do Złotowa. Niemcy przekształcili miasto w silny węzeł obronny, gdyż drogę do niego zamykał od wschodu tor kolejowy, od północy i południa teren osłaniały jeziora, a przez miasto płynęła rzeka Głomia. Przed miastem żołnierzy polskich wróg zaatakował silnym ogniem broni maszynowej i ostrzelał pociskami z moździerzy. Przeciwnik miał przewagę nad naszymi żołnierzami, którzy pozostawali na terenie odkrytym i przysypanym śniegiem. Na trasie najkrótszego podejścia do Złotowa znajdował się most drogowy, który hitlerowcy starali się wysadzić w powietrze, aby opóźnić naszym żołnierzom przejęcie miasta. Uniemożliwił im to plutonowy Michał Robak, który czołgając się dotarł do mostu i ogniem cekaemu ostrzelał nieprzyjaciół. Hitlerowcy skierowali na niego ogień. Ciężko ranny strzelał aż do wyczerpania amunicji. Żołnierze polscy znaleźli go martwego „z jedną ręką podtrzymującą taśmę, drugą zaciśniętą na cekaemie”. Zginął około godziny szóstej w dniu 31 stycznia 1945 r.”.
Lokalni historycy nigdy nie zmierzyli się z weryfikacją tego zapisu, który na potrzeby propagandy wojennej stworzył „Biuletyn Sławy” z 1945 roku. Plutonowy Michał Robak zajmuje więc eksponowane miejsce i jego historia wciąż żyje. Inaczej jest z kapralem Janem Popijakowskim i innymi polskimi żołnierzami, którzy spoczywają obecnie na Cmentarzu Wojennym w Złotowie. Czy to sprawiedliwe?
Napisz komentarz
Komentarze