Na długo przed ogłoszeniem konkursu, dzięki dostarczonym nam informacjom, wiedzieliśmy, że jeden z kandydatów otwarcie chwalił się, iż wkrótce obejmie stanowisko Zastępcy Dyrektora Wydziału Oświaty w Złotowie. To samo w sobie było już intrygujące, zważywszy na fakt, że konkurs formalnie jeszcze nie istniał. Nasze przypuszczenia okazały się jednak trafne, ponieważ kryteria naboru wydają się być idealnie dopasowane do tego właśnie kandydata – Rafała Filipkowskiego – a niekoniecznie do potrzeb samego stanowiska.
Pisaliśmy o tym w tej publikacji:
W przeszłości wydział oświaty w powiecie funkcjonował bez potrzeby dodatkowych etatów, nawet gdy zarządzał większą liczbą placówek i uczniów. Obecnie, pomimo zmniejszonej skali działań, starostwo uznało za konieczne stworzenie nowego stanowiska, które – jak wynika z naszych ustaleń – odpowiada profilowi konkretnej osoby. Filipkowski, jako jedyny uczestnik, został zakwalifikowany do dalszego etapu konkursu.
Co więcej, na ironię zakrawa fakt, że podczas kampanii wyborczej obecne władze powiatu, na czele z prawnikiem prowadzącym płomienne konferencje, ostro krytykowały zatrudnianie osób bez konkursów, nawet w ramach interwencyjnych umów na uzupełnienie wakatów. Wówczas to zatrudnienie dziennikarza w taki sposób miało stanowić pogwałcenie norm. Jak więc ocenić obecne działania, kiedy na naszych oczach kryteria konkursowe są dopasowywane pod jednego kandydata, który bezceremonialnie ogłasza swoje zatrudnienie, zanim konkurs się rozpocznie?
Starostwo najpierw zmienia regulamin, tworzy nowe stanowisko, a następnie opracowuje wymagania, które idealnie odpowiadają wykształceniu i doświadczeniu wybranego kandydata. Czy to są te „nowe standardy”, o których tak wiele mówiono w trakcie kampanii?
Na koniec warto zadać pytanie: kto teraz powiadomi odpowiednie organy o tej sprawie? W przeszłości powiadamiano prokuraturę o znacznie mniejszych nadużyciach. Czy znajdzie się ktoś, kto przywróci choćby minimalne standardy, o które walczono podczas kampanii? A może przyjdzie nam brać przykład z góry i traktować prawo, jak sami je rozumiemy?
Gdyby koń spojrzał na ten konkurs, pewnie by się uśmiał, bo cała sytuacja bardziej przypomina farsę niż transparentny proces rekrutacyjny. Pytanie jednak, czy my również mamy tylko się z tego śmiać, czy może próbować powstrzymać takie zjawiska? Bo jeśli nie, to powiatowe stanowiska na zawsze pozostaną stajnią dla "swoich".
Napisz komentarz
Komentarze