To pytanie także stawiali sobie ludzie, którzy mieszkali na zachodniej Krajnie 106 lat temu i polskość mieli wpisaną w DNA. Był 11 listopada 1918 r. - zakończyła się I wojna światowa. Zapewne była wówczas radość, która jednak mieszała się z łzami. W wielu polskich domach wspominano bowiem poległych krewnych, którzy umierali w imię interesu obcego mocarstwa - Niemiec. Oczywiście nie mieli oni wyboru, miejsce zamieszkania determinowało przywdzianie tego munduru, nie narodowość. Wybór mieli za to rządzący Rzeczpospolitą w XVIII wieku. Przykładem król Stanisław Poniatowski, który postawił na przyjacielskie relacje z carycą Katarzyną. Dla ich zobrazowania należy napisać, że były one znacznie bardziej zażyłe niż obecne prezydentów Dudy i Trumpa. "Robienie laski" i tym podobne rzeczy, znane z dyplomatycznego języka Radosława Sikorskiego, nie przełożyły się jednak na interes Polski. Król Staś bawił się w najlepsze, a Caryca Rosji, wraz z Niemcami, przejmowała kolejne terytoria Polski. Używała do tego celu oręża, pieniądza i pożytecznych idiotów. Wśród tych ostatnich byli m.in. ówcześni obrońcy demokracji.
Zachodnią Krajnę jarzmo obcego panowania objęło już w 1772 roku. Natomiast 123 lata po ostatnim rozbiorze Polski pojawiła się szansa na jej powrót w granice Państwa Polskiego. Przenieśmy się zatem pod koniec 1918 roku. Cóż tam się działo w tej części Krajny? Z pewnością rosła temperatura politycznego sporu. Sprowadzała się ona w skrócie do dwóch koncepcji. Pierwsza zakładała, że granice odrodzonego państwa należy wywalczyć za pomocą oręża. Druga natomiast wychodziła z założenia, że najważniejsza jest dyplomacja. Polacy – mieszkańcy zachodniej części Krajny – ostatecznie postawili na to drugie rozwiązanie. Stąd właśnie symboliczny udział w Powstaniu Wielkopolskim, bo tylko jednostki wyjechały z naszych ziem i brały w nim czynny udział (przykładem Maksymilian Olszewski). Stąd wzięło się też powszechne nawoływanie (zwłaszcza w kościołach) do zachowania spokoju. A jaki był tego końcowy efekt?
Wydawało się, że pomyślny. Pierwotny plan przebiegu granicy polsko – niemieckiej, ustalony 7 maja 1919 roku, przewidywał bowiem przyłączenie zachodniej Krajny do terytorium Polski. Na wieść o tym w Krajence, wbrew woli proboszcza Pawła Schonke (duchowny czuł się Niemcem, mimo że znał doskonale język polski i jego matka była Polką), wierni zaintonowali w kościele pieśń "Boże coś Polskę". Ten entuzjazm zgasł jednak błyskawicznie. Siła angielskiej dyplomacji doprowadziła do tego, że zachodnia Krajna pozostała dalej pod administracją Rzeszy Niemieckiej. Przejawy jakiegokolwiek niezadowolenia ze strony Polaków były tłumione zaś siłą. Jak napisał członek Międzynarodowej Komisji Granicznej: „Rząd niemiecki za pomocą wielkiej liczby stacjonującego tam wojska siłą demonstracje te zadusza”. Efekt był taki, że nastąpiła masowa emigracja tutejszych Polaków w granice II Rzeczypospolitej. Także kontynuacja prześladowań policyjno-administracyjnych wobec tych, którzy polskość dalej chcieli pielęgnować na Krajnie (np. Wacława Frankowskiego). Należy podkreślić, że Adolf Hitler nie był wtedy przy władzy.
Pierwsze miesiące po zakończeniu I wojny światowej ukazały, że Polaków było zbyt mało na zachodniej Krajnie. Zbyt mało do skutecznego wywalczenia niepodległości tych ziem siłą i włączenia ich w skład II RP. Ukazały też słabość tutejszych liderów, którzy pokładali złudne nadzieje w krajach zachodnich i dyplomacji. A jak jest obecnie? Trudno powiedzieć ilu Polaków zamieszkuje np. ziemie powiatu złotowskiego. Widok z 11 listopada zdaje się jednak sugerować, że jest to jakaś mniejszość. Wydaje się zatem tylko kwestią czasu, że historia się powtórzy i znów będziemy umierać za jakiegoś niemieckiego cesarza. Niewykluczone, że ku uciesze lokalnych autorytetów, które np. nie ukrywają swojej przynależności do organizacji ze słowem "Mitteleuropa" w nazwie. W sumie po co mają się tym przejmować. Widzą przecież zachowania większości mieszkańców powiatu złotowskiego, flagi unijne na ulicach i postawę przedstawicieli lokalnych elit, którzy kompletnie nie znają historii tych ziem i merdają ogonkiem na słowo "Mitteleuropa".
Napisz komentarz
Komentarze