Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 1 kwietnia 2025 21:45
Reklama
Historia absolwenta złotowskiego "Rolniczaka"

Ostatni żołnierz „Ponurego”

Podziel się
Oceń

Był rok 1947. Uczniowie Państwowego Liceum Rolniczego w Złotowie przystępowali do egzaminów maturalnych. Dziś powiedzielibyśmy, że robili pierwszy krok w dorosłe życie. W tej niewielkiej grupie znalazł się m.in. chłopak, który z pewnością egzamin dojrzałości miał już dawno za sobą. Nie zaliczył go jednak w budynku jakiejkolwiek polskiej uczelni. Jego szkołą był las i niebezpieczne życie w konspiracji. Nazywał się Lucjan Krogulec.

Na świat przyszedł 12 lutego 1922 r. w Węglowie koło Wąchocka. Od tego momentu minie niemal ćwierć wieku zanim trafi na Krajnę. W tym czasie uczył się w szkole powszechnej w Bodzentynie. Potem w Starachowicach przyswajał sobie tajniki zawodu ślusarza. Kolejny etap w jego edukacji nastąpił już po wybuchu wojny. Mowa tu o tajnym nauczaniu, które w okresie niemieckiej okupacji prowadzone było z narażeniem życia. W latach 1940-1942 uczęszczał na nie w Bronkowicach, pracując równocześnie przy żywicowaniu drzew. W tym czasie przerobił materiał przygotowujący go do małej matury w gimnazjum, którą zaliczył będąc jeszcze w konspiracji. Dlaczego do niej wstąpił? Wybór tej drogi nie był rzecz jasna przypadkowy. Patriotyczne wychowanie wyniósł bowiem z rodzinnego domu, którego filarami byli jego rodzice, Stanisław i Weronika z Kołbuców. Warto wspomnieć, że Krogulcowie zapłacili ogromną cenę za wierną służbę Ojczyźnie. Przykładem losy seniora rodu – Stanisława, który został zamordowany przez Niemców w 1943 r., oraz jego syna - Stefana, który w 1945 r. nie przeżył ewakuacji z obozu koncentracyjnego Gross-Rossen. Natomiast Lucjan Krogulec w swoich wspomnieniach napisał, że decydującym impulsem do podjęcia decyzji o wstąpieniu do konspiracji było spotkanie z żołnierzami mjr. Henryka Dobrzańskiego - legendarnego „Hubala”, które miało miejsce na łąkach koło Radkowic jesienią 1939 r. Młodemu człowiekowi zaimponował wówczas nie tylko schludny wygląd polskich ułanów, ale przede wszystkim ich odwaga. Tej z pewnością nie brakowało także i jemu samemu. Stał się bowiem jedną z legend zgrupowań partyzanckich operujących na terenie Gór Świętokrzyskich w okresie II wojny światowej.

Zanim to jednak nastąpiło był wrzesień 1939 roku i agresja Niemiec, Słowacji oraz Związku Sowieckiego na Polskę. Zawierucha wojenna sprawiła, że Lucjan Krogulec trafił do obozu przejściowego na Bukówce, który opuścił dopiero 9 października 1939 r. za sprawą Czerwonego Krzyża. Dzięki temu mógł powrócić w rodzinne strony do miejscowości Sieradowska Góra. To właśnie na ziemi kieleckiej zaangażował się w konspirację, której szeregi ostatecznie opuścił dopiero pod koniec 1945 roku, zapisując ostatni epizod w tej epopei na Krajnie.

Lucjan Krogulec rozpoczął działalność w podziemiu 3 maja 1940 r., kiedy to złożył przysięgę wojskową, wstępując w szeregi ZWZ (placówka „Zamek” Bodzentyn, komendant: Stanisław Lipiec). Przyjął konspiracyjny pseudonim „Lutek”. Początkowo do jego zadań należało budowanie kolejnych komórek organizacyjnych (jedną z nich utworzył w Michniowie u Władysława Materka) oraz dostarczanie wydawanego w drugim obiegu „Biuletynu Informacyjnego” (trasa kolporterska Wąchock–Sieradowska Góra). Od listopada 1942 r. otrzymał bardziej niebezpieczne zadania. Wszedł bowiem w skład grupy sabotażowo-dywersyjnej w obwodzie III Bodzentyn „Sarna”. Początkowo zajmowała się ona głównie zwalczaniem pospolitego bandytyzmu i złodziejstwa. Później jej ostrze ukierunkowane zostało także w niemieckie interesy gospodarcze, których fundamentem była rabunkowa eksploatacja ziem polskich. Przykładem takiej działalności było zniszczenie wykazów kontyngentów w Pawłowie oraz uszkodzenie kolejki wąskotorowej na trasie Czarny Las-Suchedniów, którą wywożono drzewo dla okupanta. Z czasem do tego katalogu zadań dołączyły również bezpośrednie starcia zbrojne z Niemcami. Od stycznia 1943 r. „Lutek” walczył w samodzielnie działającym oddziale partyzanckim „Polskie Wojsko Leśne”. Dwa miesiące później przystąpił do oddziału AK "Chłopcy z lasu" (pod dowództwem ppor. Euzebiusza Domoradzkiego "Grota"). Formacja ta od czerwca 1943 r. została włączona do Zgrupowań Partyzanckich AK "Ponury". W ten sposób los połączył Lucjana Krogulca z legendarnym por. Janem Piwnikiem, od którego pseudonimu wzięło nazwę całe Zgrupowanie AK operujące w Górach Świętokrzyskich. Jego struktura była rzecz jasna hierarchiczna. Podległymi „Ponuremu” formacjami wojskowymi dowodzili: „Nurt” (por. Eugeniusz Kaszyński), „Robot” (ppor. Waldemar Szwiec) i „Mariański” (ppor. Stanisław Pałac). Główną bazą partyzantów było wzgórze Wykus w Puszczy Świętokrzyskiej. 

Opisanie całego szlaku bojowego „Lutka” nie jest możliwe w tak krótkim artykule. Co więcej, nawet hasłowe wymienienie poszczególnych akcji zbrojnych zajęłoby bardzo dużo miejsca. Dlatego konieczne jest dokonanie subiektywnego wyboru i wspomnienie tylko o najważniejszych z nich. W tym katalogu na czołowy plan z pewnością wysuwa się odwetowa akcja partyzantów za pierwszą pacyfikację Michniowa przez Niemców. Początek tej historii, jak wiele innych podobnych tragedii, wziął się od donosów na Gestapo. Ich przekaz był jasny: mieszkańcy wsi współpracują z polskim ruchem oporu! W związku z tym 12 lipca 1943 roku w Michnowie pojawiła się niemiecka ekspedycja karna. Naocznym świadkiem jej zbrodniczej działalności był Jan Biela – niedawno zmarły nauczyciel szkolnictwa podstawowego w Krajence i Górznej (powiat złotowski). Tak zapisał przebieg tych tragicznych wydarzeń w swojej pamięci: „12 i 13 lipca 1943 roku, to dni, których nie zapomnę do śmierci, widziałem i przeżyłem piekło na ziemi. Między godziną 10–tą a 11–tą weszło do naszego domu kilku żandarmów z mężczyzną w średnim wieku, który był urzędnikiem gminy Suchedniów. Nie znałem tego człowieka, ale dziś wiem, że był to niejaki Kaczmarek, wysiedleniec z poznańskiego, mieszkający u jakiejś rodziny w Michnowie. Nam kazano wyjść z domu. Po kilku minutach mężczyznę tego, popychając kolbami i kłując bagnetami wyprowadzili przed dom. Jeden z żandarmów, narzędziem przypominającym mi tłuczek do mięsa z okrągłą końcówka pokrytą długimi ostrymi kolcami, uderzył mężczyznę w tył głowy. Ten zachwiał się a oprawca powtórzył cios. Do dziś pamiętam tę roztrzaskaną czaszkę wylewający się z niej mózg, strumienie krwi i drgające w konwulsjach ciało. Był to widok okropny”. Równie przerażający jest kolejny fragment relacji Jana Bieli. „Czterech z nich (niemieckich żandarmów), podeszło do ściany domu sąsiada, wyciągnęli z plecaka dwie flaszki alkoholu, wypili go a następnie z uśmiechem na twarzach, przechodząc między rzędami leżących mężczyzn, strzelali do nich w tył głowy. Trwało to krótko – kilka, może kilkanaście minut. Nie wszystkich kule śmiertelnie trafiały. Wielu zostało postrzelonych. Ciała poczęły drgać i prężyć się. Słyszałem krzyki i błagalne prośby do Boga, lecz nikt nie żebrał o litość. Po dokonanej egzekucji, ustawionym pod płotem mężczyznom kazali wnosić ciała do stodoły, po czym przy użyciu karabinów wepchnęli żywych do środka. Jeden z żandarmów zamknął wrota, drugi rzucił butelkę z benzyną i granat”. 

Bilans zbrodniczej działalności Niemców w trakcie pierwszej pacyfikacji Michniowa to 102 zamordowane osoby, w tym 95 mężczyzn w wieku od 16 do 63 lat, pięcioro dzieci w wieku od 5 do 15 lat i dwie kobiety w wieku 44 i 48 lat. Wszystkie kobiety i dzieci zginęły od kul bądź pchnięć bagnetem. 23 mężczyzn zastrzelono, pozostali zginęli zamknięci w stodołach i spaleni żywcem. 

Na pomoc mieszkańcom pacyfikowanej wsi ruszyli partyzanci „Ponurego”, w tym Lucjan Krogulec. Informację o akcji Niemców uzyskali za sprawę ppor. Stefana Obary, który wyszedł z obozu na Wykusie z zamiarem odwiedzenia rodziny w Michniowie. W pobliżu wsi natknął się na Niemców, którzy zaczęli strzelać w jego kierunku. Później fakt przemieszczenia się niemieckich samochodów w kierunku Michniowa potwierdził telefonicznie Marian Materek – działający w konspiracji pracownik Nadleśnictwa w Suchedniowie. Niestety, mimo forsownego marszu partyzanci „Ponurego” nie przybyli w porę na ratunek. Niemieckich oprawców nie było już w Michniowie. Pozostały jedynie dowody ich zezwierzęcenia.

Widząc ten bezmiar zbrodni (spalonych ludzi i zagrody) „Ponury” zdecydował się na przeprowadzenie natychmiastowej akcji odwetowej. Wybór padł na pociąg, który poruszał się na trasie Kraków-Warszawa. Około 2 w nocy partyzanci „Ponurego” zajęli pozycje, opanowując m.in. blok kolejowy Podłazie położony między Suchedniowem a Łączną. Wśród nich był także „Lutek”, który tak zapamiętał przebieg tej akcji tuż po zatrzymaniu przez partyzantów pojazdu szynowego: „Dowódca „Ponury” wydał rozkaz ostrzelania pociągu. Wywiązuje się walka na śmierć i życie. Nasz trójka erkaemistów „Stryjek”, „Jastrząb”, „Tomek” oraz ja i koledzy z całej głównej linii ładujemy serie ze wszelkiej posiadanej broni w okna pociągu i skupiska niemieckiego ognia. Niemcy strzelają rakietami, robi się widno jak w dzień. To piekło trwało około godziny. W tym czasie słyszymy donośny głos „Ponurego”, pada rozkaz „przerwać ogień i pod osłoną broni maszynowej skok na pociąg”. Wyznaczone sekcje uzbrojone w karabiny, po wcześniejszym obrzuceniu wagonów granatami przez okna, wpadają do nich od czoła lokomotywy i wdają się w walkę z Niemcami. Po pewnym czasie „Ponury” wydaje rozkaz, aby przerwać ogień. Pod jeszcze silnym niemieckim ostrzałem z wagonu pocztowego i środkowych, oddziały partyzanckie wycofują się”. 

Pod względem militarnym była to akcja udana. Wystarczy zestawić tu bilans niemieckich strat (ranni, zabici) i tych poniesionych przez partyzantów. Wydarzenie to miało jednak także swoje dalsze reperkusje. Mowa o drugiej pacyfikacji Michniowa, która odbyła się 13 lipca 1943 roku. Jej świadkiem nie był już Jan Biela, który w porę opuścił wieś wraz z najbliższą rodziną. Miał szczęście. W wyniku tej niemieckiej akcji Michniów został bowiem doszczętnie spalony, ograbiony, a niemal wszyscy mieszkańcy zamordowani. Łącznie w dniach 12–13 lipca 1943 roku zostało bestialsko zabitych: 102 mężczyzn, 54 kobiety i 48 dzieci. Najmłodszą ofiarą Niemców był dziewięciodniowy Stefan Dąbrowa.

Czy do tej tragedii musiało dojść? Czy odwet należało wykonać natychmiast i to w miejscu w pobliżu wsi? Czy właściwym było zamieszczanie na wagonach hasła: „Za Michniów” oraz zapewnianie mieszkańców, że po akcji partyzanci wystąpią w ich obronie i nie dopuszczą do kolejnej pacyfikacji? Tego rodzaju pytania dręczyły m.in. Lucjana Krogulca. W swoich wspomnieniach napisał, że pojawiały się one zawsze, gdy stawał przed zbiorową mogiłą mieszkańców Michniowa, w tym swojej własnej rodziny. Oczywiście tragedia tej wsi obciąża wyłącznie Niemców. Warto jednak zauważyć, że pewną odpowiedzialność zrzucono również na por. Jana Piwnika, którego, m.in. za samowolną decyzję o przeprowadzeniu odwetu, na wniosek płk. Stanisława Dworzaka – komendanta Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK, pozbawiono dowództwa i na początku 1944 r. skierowano na teren Okręgu Nowogródek AK. Ten dzielny żołnierz poległ 16 czerwca tegoż roku podczas ataku na stützpunkt pod wsią Jewłasze. Przed śmiercią miał wyszeptać do znajdującego się przy nim lekarza: „Powiedz żonie i rodzicom, że ich bardzo kochałem, i że umieram jako Polak... I pozdrówcie Góry Świętokrzyskie”. 

Spektakularna akcja na pociąg koło Michniowa spowodowała ściągnięcie w te rejony nie tylko dodatkowych jednostek niemieckich, ale przede wszystkim wzmożoną ich aktywność, której celem była likwidacja zgrupowań partyzanckich. Przykładem obławy na Wykusie i w lasach starachowickich (od 19 do 25 lipca 1943 r.), w lasach koło Majdowa (sierpień 1943 r.), w lesie siekierzyńskim na Barwinku (wrzesień, 1943) oraz ponownie na Wykusie, gdzie partyzanci starli się z oddziałami Wehrmachtu i SS (październik, 1943), ponosząc znaczne straty w ludziach i sprzęcie.

Na początku 1944 r. dowództwo nad Zgrupowaniem przejął po „Ponurym” por. Eugeniusz Kaszyński „Nurt”. Pod jego komendą Lucjan Krogulec przeszedł cały szlak bojowy I bat. 2 pp. Leg. AK. Warto nadmienić, że kwatermistrzem zgrupowania „Nurta” był Julian Materek „Szach”– po wojnie ceniony nauczyciel w Radawnicy. Pod rozkazami por. Kaszyńskiego Lucjan Krogulec brał udział w wielu akcjach zbrojnych. Przykładowo można wymienić: likwidację dwóch samochodów z żandarmerią w miejscowości Gliny Małe (maj), wysadzenie wojskowego pociągu towarowego w Ćmielowie (czerwiec), atak na niemieckie kwatery jednostek artylerii w Dziebałtowie (sierpień), atak na oddziały pacyfikacyjne w Radoszycach (wrzesień), walka z niemiecką obławą pod Lipnem i Chotowem (październik), walka z niemiecką obławą w lasach osieczyńskich k/ Bliżyna (listopad).

Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Kielecczyznę, „Lutek” pozostał w konspiracji i związał się z poakowską konspiracją. Mimo że formacje te („Nie”, DSZ i WiN) oficjalnie nie były nastawione na prowadzenie akcji zbrojnych, niektórzy jej członkowie uczestniczyli w takich operacjach, zwłaszcza w obronie przed represjami ze strony „polskich” władz komunistycznych i sowieckiego okupanta. Obrazuje to działalność Lucjana Krogulca. W czerwcu 1945 roku brał udział w uwolnieniu więźniów z aresztu MO w Mircu, gdzie oswobodzono 14 zatrzymanych. W tym samym miesiącu uczestniczył w akcji przeciwko funkcjonariuszom NKWD, którzy zorganizowali „kocioł” na posesji członka NIE, Witolda Szafrańskiego ps. „Igo” (przy ul. Sandomierskiej w Wąchocku). Natomiast 13 czerwca 1945 roku walczył z grupą operacyjną UB w miejscowości Górki koło Bronkowic. Warto zaznaczyć, że komunistyczni funkcjonariusze działali w tym przypadku pod przykrywką. Byli ubrani po cywilnemu i zamierzali swoimi zbrodniczymi czynami obciążyć Antykomunistyczne Podziemie. Celem tej mistyfikacji było ugruntowanie w społeczeństwie negatywnego obrazu powojennej konspiracji. Smutny jest fakt, że zatrute owoce tych komunistycznych zabiegów widoczne są także współcześnie w przestrzeni publicznej. Przykładem mordy przypisywane Żołnierzom Wyklętym, które w rzeczywistości były dziełem funkcjonariuszy UB.

W drugiej dekadzie lipca 1945 r. „Lutek” znalazł się w gronie osób zagrożonych aresztowaniem. Grupa ta otrzymała rozkaz skontaktowania się z ppor. Julianem Materkiem „Szach” i kpr. Władysławem Krogulcem „Wiktor”. Celem tego spotkania było omówienie wyjazdu do miejscowości Sokolna koło Krajenki i kwestia założenia na zachodniej Krajnie konspiracyjnej komórki. W tym miejscu należy podkreślić, że ten fragment artykułu oparty zostanie głównie na wspomnieniach Lucjana Krogulca. Należy zatem zachować pewien dystans wobec przytoczonych treści. Mają one jednak pewną wartość. Sugerują bowiem, że na terenie powiatu złotowskiego doszło do założenia poakowskiej struktury (DSZ, WiN) i że miało to miejsce już latem 1945 roku. Oczywiście, w miarę możliwości, słowa Lucjana Krogulca zostaną skonfrontowane i uzupełnione zgodnie z wiedzą autora artykułu.

Konspiratorzy w podzielonych grupach dojechali do Krajenki w pierwszej połowie lipca 1945 roku. Następnie udali się do oddalonej o 8 km od miasta wsi Sokolna. Tu nawiązali kontakt z Bolesławem Bielą (prawdopodobnie chodzi o ojca Jana Bieli) i Kowalikiem (zapewne chodzi tu o Wacława Kowalika „Strzelec”), którzy również pochodzili z ziemi kieleckiej. To pozwoliło na wstępne rozpoznanie terenu. Ponadto zapewniło aprowizację w żywność i kwaterunek. 

Pierwszymi akcjami konspiratorów z Gór Świętokrzyskich na Krajnie było rozbrajanie sowieckich żołnierzy w pociągach. „Lutek”, „Szum” i „Jastrząb” działali na trasie Nakło-Białośliwie. Natomiast „Orlik”, Bronisław Marczak i Kowalik obrali trasę z Chojnic do Zakrzewa. Broń zdobywano z reguły w dość prosty sposób – zabierano ją pijanym sowieckim żołnierzom. Trójka „Orlika” dokonała trzy tego typu akcje. Natomiast ta „Lutka” o jedną więcej. Według wspomnień Lucjana Krogulca, nie zawsze wszystko szło gładko. Przykładem ostatnia akcja tego typu, która miała miejsce we wrześniu 1945 r. Wówczas to w trakcie rekwizycji broni doszło do likwidacji dwóch czerwonoarmistów. Należy nadmienić, że napady na żołnierzy sowieckich w pociągach z pewnością miały miejsce na Krajnie. Znajduje do odzwierciedlenie np. w raportach Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Złotowie. Nie udało się natomiast odnaleźć zapisu, który potwierdzałby śmierć jakiegoś z sowietów. Tymczasem grupa „Orlika” (Henryk Glier), która operowała na trasie Chojnice-Zakrzewo, według wspomnień „Lutka”, także miała zlikwidować jednego żołnierza Armii Czerwonej. Ta sama uwaga dotyczy zaatakowania w sierpniu 1945 roku sowieckiego konwoju z bydłem nad rzeką Dobrzynką. W jego trakcie miało zostać zabitych aż 5 sowietów.

Lucjan Krogulec w swoich wspomnieniach nie zawarł informacji o budowaniu struktur Antykomunistycznego Podziemia na Krajnie. Niektóre zapisy archiwalne wskazują jednak, że w tym czasie mogła być prowadzona działalność werbunkowa na tym terenie. Przykładem jeden z donosów do UB. Mowa w nim o podporuczniku, który od czasu do czasu wyjeżdżał z Krajenki na obszar centralnej Polski. Według informatora, oficer ten należał do AK i był wrogo nastawiony do ustroju socjalistycznego. W werbowaniu pomagał mu rzekomo kapral, który również był członkiem AK. W dokumentach PUBP w Złotowie brak dalszych informacji na ten temat. Trudno jednak nie zauważyć, że Istnieje zbieżność czasowa z działalnością na tym terenie ppor. Juliana Materka „Szach” i kpr. Władysława Krogulca „Wiktor”. Stopnie wojskowe również się zgadzają. Oczywiście to tylko dywagacje.

Lucjan Krogulec w swoich wspomnieniach szczególnie wiele miejsca poświęcił walce z Wehrwolfem na Krajnie. Mowa w nich o potyczkach stoczonych z niemieckim podziemiem w okolicach Piły, Krajenki i Tarnówki. Fakt działalności Werwolfu na dużą skalę kwestionuje m.in. Maciej Bartków w swoich książkach na temat tej organizacji, sugerując, że przeważająca większość informacji na jego temat była fikcją stworzoną przez propagandę PRL (np. w celu zastraszenia społeczeństwa i uzasadnienia tym samym brutalnego charakteru działań organów bezpieczeństwa). Faktem jest, że takie niemieckie podziemie z pewnością istniało. Mało prawdopodobne jest jednak, że aż tak aktywnie operowało na Krajnie. Ta uwaga dotyczy w zasadzie całego Pomorza. Z kim zatem mogli walczyć „Lutek” i inni żołnierze Antykomunistycznego Podziemia?

We wspomnieniach Lucjana Krogulca opisany jest m.in. epizod walki z Wehrwolfem, który miał miejsce późną jesienią 1945 roku w rejonie Skórki. Z treści wspomnień wynika, że doszło wówczas do wymiany ognia między polskimi żołnierzami (członkami Antykomunistycznego Podziemia) a uzbrojonymi Niemcami, którzy ukrywali się w leśnych ziemiankach. Takie zdarzenie oczywiście mogło mieć miejsce. Wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, że „Lutek” i jego koledzy starli się, na przykład z maruderami z Wehrmachtu, a nie Wehrwolfem, czyli członkami niemieckiego podziemia zbrojnego. O przechodzeniu takich grup przez Krajnę wspominają raporty PUBP w Złotowie. Między innymi na konto jednej z nich zapisano zabójstwo sołtysa Śmiardowa Złotowskiego, które miało miejsce w listopadzie 1945 r. Również materiały agenturalne zawierają informacje o niemieckich maruderach. Przykładem doniesienia informatora UB o pseudonimie "Lek”. Z ich treści wynika wprost, że jesienią 1945 roku w lasach koło Paruszki ukrywała się "niemiecka banda", która otrzymywała aprowizację (żywność, odzież) od bliżej nieokreślonych mieszkańców wymienionej wsi. W dokumentach PUBP zawarte jest także stwierdzenie, że formacja ta nie przejawiała żadnej aktywności i w listopadzie 1945 roku prawdopodobnie oddaliła się w kierunku zachodnim. Oczywiście można hipotetycznie założyć, że w donosie mowa była o tych samych Niemcach, którzy zostali zlikwidowani przez Lucjana Krogulca i jego kolegów.

Grupa z Sokolnej zakończyła działalność na Krajnie 15 października 1945 roku. Powodem był „brak łączności z Inspektoratem w Radomiu oraz trudności w nawiązaniu współpracy z miejscowymi organizacjami niepodległościowymi”. Za podjęciem tej decyzji stał Julian Materek „Szach”. W kontekście „braku łączności” warto wspomnieć, że w grudniu 1945 roku na dworcu w Złotowie strażnicy kolejowi zatrzymali dwójkę mężczyzn i nieznaną z nazwiska kobietę. Osoby te przewieziono na UB do Złotowa i poddano przesłuchaniu. W jego toku okazało się, że mężczyźni to byli żołnierze od „Nurta”: Julian Materek „Szach” oraz ppor. Mieczysław Cebula „Baca” (oficer sztabowy AK w okresie okupacji). Ten ostatni przyjechał do Złotowa razem z kobietą. Miał przy sobie znaczną ilość gotówki. Sprawa została przekazana ze Złotowa do WUBP w Bydgoszczy. Niestety nie udało się ustalić dalszego jej przebiegu. Wiadomo natomiast, że członkowie poakowskiej organizacji działającej na Krajnie wybrali różne drogi po rozwiązaniu ich sekcji. Jedni opuścili ten region. Przykładem Kazimierz Gładyś „Jastrząb”, który wyjechał do Kamiennej Góry, a później był pracownikiem Komunikacji Miejskiej w Lubsku. Niektórzy natomiast zdecydowali się tu pozostać. Przykładem Henryk Glier „Orlik” (znalazł zatrudnienie w szkole i zamieszkał w Złotowie), Bronisław Marczak (urzędnik w Urzędzie Miejskim w Złotowie) i Julian Materek „Szach” (nauczyciel w Radawnicy).

Tego rodzaju wybory życiowe w pewnym stopniu umożliwiła amnestia ogłoszona 2 sierpnia 1945 roku. Jej głównym celem była likwidacja Antykomunistycznego Podziemia. Lucjan Krogulec skorzystał z niej 22 października 1945 r., co potwierdzało zaświadczenie o ujawnieniu się wydane przez Komisję Likwidacyjną Obszaru Centralnego Okręg Kielce. Kilka dni później wrócił do Złotowa i złożył dokumenty do Państwowego Liceum Rolniczego. Do szkoły został przyjęty przez dyrektora Tadeusza Szymańskiego, z zastrzeżeniem przerobienia na korepetycjach zaległego od września materiału. Lucjan Krogulec w tym czasie mieszkał u kolegów lub w internacie. Zapamiętał też przyjaciół, którzy pomagali mu w tym okresie. Byli nimi: Antoni Narloch, Jan Pająk i Aleksander Mudyna. Mecenat nad jego edukacją objął też dyrektor Szymański oraz Spółdzielnia Rolnik w Złotowie, udzielając zapomóg na żywność i potrzeby osobiste. Fakt ujawnienia się z działalności konspiracyjnej, który miał miejsce w październiku 1945 r., spowodował, że informacja o Lucjanie Krogulcu znalazła się w rejestrach Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Złotowie. Miało to swoje konsekwencje. Przed czerwcowym referendum (czerwiec 1946) i wyborami do Sejmu (styczeń 1947) „Lutek” został profilaktycznie zatrzymany na kilkadziesiąt godzin przez złotowskie UB. Było to standardowe działanie w tamtym okresie wobec tzw. „podejrzanego elementu”. 

W 1947 roku Lucjan Krogulec ukończył Liceum Rolnicze w Złotowie z tytułem technik-rolnik. Potwierdzało do Świadectwo Dojrzałości nr 8 datowane na 2 lipca. W tym samym roku opuścił Złotów i rozpoczął studia na Akademii Handlowej w Poznaniu (oddział w Szczecinie). W trakcie nauki na tej wyższej uczelni poznał swoją przyszłą żonę - Alicję. W latach 1952-1991 pracował w przemyśle mleczarskim na stanowisku głównego księgowego w Siedlcach, gdzie osiadł na stałe. W okresie stalinowsko-bierutowskim był kilkakrotnie przesłuchiwany przez UB oraz inwigilowany przez aparat bezpieczeństwa. 

Od momentu powstania Środowiska Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich Armii Krajowej „Ponury –Nurt”, tj. od 1957 r. aktywnie uczestniczył w jego pracach. Był wieloletnim członkiem Komisji Rewizyjnej Środowiska w ramach Światowego Związku Żołnierzy AK. Warto jeszcze wspomnieć, że za swoją postawę na polu walki został awansowany w 1943 r. na stopień starszego strzelca. Wojnę zakończył zaś w stopniu kaprala (otrzymał go w 1944 r. po bitwie pod Chotowem). W 2001 r. został mianowany na stopień podporucznika Wojska Polskiego. Lucjan Krogulec zmarł 23 stycznia 2019 r. w Siedlcach.

W 2025 roku przypada 80. rocznica powstania Szkoły Rolniczej w Złotowie. Mam nadzieję, że podczas obchodów tego jubileuszu lokalne władze będą pamiętać o „Lutku” i innych Bohaterach czasów konspiracji, którzy również zapisali swoje karty w historii tej szkoły. Przykładem Maksymilian Bytkowski „Poczciarz”, „Andrzej”. Ten zasłużony na Krajnie nauczyciel prowadził na terenie Skarżyska Kamiennej nasłuch radiowy, powielał wiadomości oraz drukował ulotki. Wydaje się wysoce prawdopodobne, że również po wkroczeniu sowietów kontynuował swoją działalność. „Bezpieka” podejrzewała go bowiem, że w latach 1944–1946 uczestniczył w redagowaniu i kolportowaniu pism o charakterze antyradzieckim. Warto podkreślić, że do momentu „odwilży gomułkowskiej” postrzegany był przez komunistów jako tzw. „wrogi element”. Rzekomo miał nawet zniechęcać młodzież szkolną do udziału w organizowanych przez komunistów uroczystościach państwowych. Jest wysoce prawdopodobne, że tego rodzaju działania mogły mieć miejsce również w okresie, w którym pełnił funkcję dyrektora Szkoły Rolniczej w Złotowie (1954). Wskazuje na to chociażby fakt, że wspomniane stanowisko bardzo szybko utracił. 

Piotr Janusz Tomasz

kontakt z autorem: [email protected]

Artykuł został opublikowany w Zeszycie Historycznym Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Zachęcam do nabycia (wpisz na FB Stowarzyszenie Pilscy Patrioci). Środki uzyskane z jego sprzedaży w całości przeznaczone są na działalność patriotyczną w naszym regionie.

W opracowaniu wykorzystałem materiały Instytutu Pamięci Narodowej, Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie oddział Muzeum Wsi Kieleckiej oraz Muzeum Ziemi Złotowskiej. Ponadto wspomnienia Jana Bieli oraz Lucjana Krogulca (O każdy kamień i drzewo w lesie, Siedlce 2017).


Napisz komentarz

Komentarze

zachmurzenie małe

Temperatura: 8°C Miasto: Złotów

Ciśnienie: 1028 hPa
Wiatr: 14 km/h

Reklama
Reklama
Reklama