Henryk Węgrzecki urodził się 11 marca 1933 roku w Antonówce. Pierwsze lata życia spędził zaś w miejscowości Sienno położonej 17 kilometrów od Ostrowca Świętokrzyskiego. Rodzice, Paulina i Józef byli rolnikami. Dzieciństwo Henryka Węgrzeckiego, tak jak i wielu jego rówieśników, przypadło na burzliwe czasy niemieckiej okupacji. „Nasz dom pełnił wówczas funkcje pośrednika” – wspominał po latach podczas naszej rozmowy - „partyzanci przychodzili zapytać o Niemców, jedli, pili i szli dalej”. Kiedyś ta szczodrobliwość o mało nie zakończyłaby się tragicznie dla rodziny Węgrzeckich. - „Mieliśmy wówczas dużo szczęścia” – opowiadał duchowny. "Gościliśmy w domu pięciu rosyjskich oficerów, byli to jedyni porządni Rosjanie, jakich spotkałem w życiu. Nieopodal zatrzymały się połączone oddziały wojsk niemieckich i ukraińskich. Część z nich udała się do naszej wioski po zaopatrzenie dla koni. Dzięki Bogu doszli tylko do sąsiada, po czym zawrócili. Gdyby przyszli do nas, Rosjanie na pewno by strzelali. Wiedzieli bowiem, że dla Józefa Stalina poddanie się jest równe zdradzie”.
Następni żołnierze radzieccy, mowa o tych frontowych, których niesłusznie nazywa się czasami „wyzwolicielami”, nie byli już tak kulturalni. Chcieli tylko "wodku, doczku i sało". Brudni, pijani, nierozróżniający granicy między Polską a Niemcami gwałcili i grabili. Nie ominęli także rodziny Węgrzeckich, zabierając cały dobytek. Armia Czerwona jednak nie tylko kradła i niszczyła, niosła ze sobą jeszcze coś znacznie gorszego – zarazę komunizmu, ideologię wywodzącą się od Marksa i równie ludobójczą jak narodowy-socjalizm.
W tym miejscu krótka dygresja. Trzeba bowiem przypomnieć, że lata 1944-56. ubiegłego stulecia to szczególny okres w dziejach Polski. Antykomunistyczni Powstańcy ginęli w walce bądź mordowani byli w ubeckich kazamatach. Terror, na wzór sowiecki, dotykał również ludzi niezaangażowanych w ruch oporu. Mnożyły się procesy związane ze sfingowanymi spiskami, sabotażami i szpiegostwem. Prześladowania uderzyły również w fundament polskości – wiarę katolicką. Między innymi w latach 1945-53 zamordowano 37 kapłanów (m.in. ks. Władysława Gurgacza), około 300 zesłano, 700 uwięziono, a 900 wypędzono z macierzystych parafii. Trzeba podkreślić, że władza ludowa nie bała się wówczas podnieść ręki nawet na najwyższego dostojnika kościelnego w Polsce - księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego (został aresztowany we wrześniu 1953 roku).
Zaraz po ukończeniu liceum, Henryk Węgrzecki przez blisko rok pracował fizycznie w Powiatowym Ośrodku Maszynowym w Lipsku. Następnie, mimo tak niekorzystnego czasu dla Kościoła, wstąpił do seminarium duchownego w Gorzowie (10 IX 1953 roku). Święcenia kapłańskie otrzymał 20 grudnia 1958 roku, a już 8 stycznia 1959 udał się na swoją pierwszą parafię do Kalisza Pomorskiego. Później pełnił posługę wikariusza w Człuchowie, Siedlisku (powiat Trzcianka), Łobzie, Miastku i Lęborku. Pierwsze probostwo objął w Choczewie. Później było Ubowo, objęte na skutek reformy diecezji, a następnie od 16 lipca 1974 roku parafia w Krajence.
Ksiądz Węgrzecki miał to szczęście w życiu, że obejmował parafie niemal zawsze po silnych osobowościach. Tak było w Choczewie, w którym miejscowego proboszcza lokalne władze ludowe uznały za "persona non grata", jak też w Krajence, gdzie objął probostwo po księdzu generale Bernardzie Wituckim - bohaterze francuskiego ruchu oporu, polskim patriocie, którego głos płynący z Radia Wolna Europa krzepił serca Polaków w latach komunistycznego terroru.
Niewątpliwie postawa poprzedników musiała zobowiązywać do określonego zachowania. Trzeba jednak podkreślić, że w biografii księdza Henryka pojawiają się również znaki zapytania, które nie pozwalają na jednoznaczne stwierdzenie, że przez całe życie był wrogo nastawiony wobec władzy nadanej przez Moskwę. Dotyczy to głównie pierwszych lat sprawowania posługi kapłańskiej.
Na ukształtowanie się jego poglądów, bo niewątpliwie od połowy lat 70. był zdeklarowanym antykomunistą, wpływ miały zapewne osobiste przeżycia. Nie było bowiem wydarzenia w najnowszej historii, którego nie byłby naocznym świadkiem. Powstania w Poznaniu 1956 roku mało nie przypłacił życiem, kiedy to na dworcu kolejowym strzelał na oślep sowiecki żołnierz. Był w Warszawie w 1968 roku podczas demonstracji studenckich, a także na Wybrzeżu, gdzie w grudniu 1970 roku rękami polskich „quislingów” zdławiono krwawo bunt robotniczy. Miał wreszcie, jako młody wikariusz, bezpośrednie kontakty z oficerami SB. Charakter tych spotkań wymaga szerszego omówienia.
Ożywione zainteresowanie „bezpieki” ks. Węgrzeckim rozpoczęło się pod koniec 1960 roku. Powód możemy odnaleźć w jednym z raportów. Czytamy w nim „odnotowano (ze strony ks. Węgrzeckiego) liczne fakty szkalowania osób pełniących funkcje publiczne i nieprzychylny, wrogi stosunek do obecnej rzeczywistości (tj. komunizmu)”. Ponadto mowa o „samowolnych zbiórkach” na rzecz Kościoła oraz „organizowanych pielgrzymkach do Cudownego Obrazu”. Należy podkreślić, że za tego rodzaju „wykroczenia” ks. Węgrzecki był wielokrotnie karany grzywną.
Postawa duchownego spowodowała, że bezpieka (obok obserwacji) rozpoczęła poszukiwania tzw. " haka”. Fakt, że w zbiorach IPN znajduje się sygnatura Sz 00123/2705, opisana jako „Teczka Personalna Tajnego Współpracownika ps. „Clara” dotycząca Henryka Węgrzeckiego”, może sugerować, że go znalazła. Według dokumentów wytworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa, ks. Węgrzecki został informatorem SB 24 maja 1961 roku. Oczywiście do zakresu jego ewentualnej współpracy należy podchodzić z dużym dystansem. Pozostawione dokumenty wymagają bowiem wnikliwych badań. Dlatego na tym etapie nie można napisać, że poprzez swoje kontakty z funkcjonariuszami bezpieczeństwa ks. Węgrzecki skrzywdził kogokolwiek. W tym kontekście chciałbym jeszcze wspomnieć, że podczas naszej ostatniej rozmowy, która miała miejsce w 2004 roku, duchowny zapewniał mnie, że niczego nie podpisywał, a informacje których udzielał w trakcie rozmów z funkcjonariuszami były zawsze ogólnikowe. Warto także zauważyć, że w okresie „kontaktów” z bezpieką ks. Węgrzecki dalej występował przeciw władzy ludowej. Tak było chociażby w Łobzie w sierpniu 1964 roku, kiedy to za „rozpowszechnianie wiadomości mogących wyrządzić szkodę interesom PRL” prokurator Jarosiński wszczął przeciwko niemu dochodzenie. Na koniec tego wątku należy mocno zaakcentować, że w dokumentach wytworzonych przez SB zawarta jest informacja, że ks. Węgrzecki sam zerwał „współpracę” z funkcjonariuszami SB. Miało to miejsce 17 listopada 1967 roku (pełnił wówczas posługę w Miastku).
16 lipca 1974 roku Henryk Węgrzecki objął funkcję proboszcza w Krajence. W tej miejscowości przebywał najdłużej w okresie swojej duchownej kariery. W pamięci wielu parafian zapisał się przede wszystkim jako mówca, który z ogromną determinacją piętnował rządy komunistów w Polsce. - „Mówiłem prawdę, nigdy się nie bałem” - tak wspominał swoje kazania o szczególnie mocnym brzmieniu w latach 80. Zaznaczał jednocześnie, że nie uprawiał polityki z ambony. - „To były sprawy czysto moralne, gdy ktoś grzeszył, to ja po prostu o tym mówiłem. Gdy powiedziałem, że Urban kłamie, to wskazywałem, że popełnia grzech, jakim jest kłamstwo, a nie zajmowałem się polityką. Do prawdy jest każdy zobowiązany" – podkreślał ksiądz Węgrzecki. Odważne słowa w kościołach św. Anny i św. Józefa w Krajence rozbrzmiewały w okresie "Karnawału Solidarności". Szczególnie mocno od grudnia 1981 roku, kiedy to komuniści wprowadzili stan wojenny. Wybrzmiały one też jesienią 1984 roku. Wówczas to w bestialski sposób komuniści zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę. Należy podkreślić, że nie była to ich ostatnia ofiara. W 1989 roku pozbawili życia ks. Zycha, ks. Suchowolca i ks. Niedzielaka. Przeszkody nie stanowiły dla nich granice ówczesnej Polski. Przykładem otrucie ks. Franciszka Blachnickiego, które miało miejsce w 1987 roku na terytorium Niemiec.
Tak radykalnych kroków nie podjęto wobec księdza Węgrzeckiego. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa ograniczyli swoją aktywność wobec niego do różnego rodzaju działań operacyjnych. Szczególnie aktywni w tym zakresie byli dwaj funkcjonariusze SB z Piły: Dąbrowski i Karygowski. Pierwszy z nich próbował zwerbować księdza wikariusza Błachuckiego na współpracownika SB, by w ten sposób zapewnić sobie źródło informacji na plebanii. Dzięki stanowczości proboszcza Węgrzeckiego oraz postawie samego wikariusza działania te nie powiodły się. Drugi z wymienionych funkcjonariuszy zajmował się nagrywaniem księdza. Nie był jednak najlepszy w tej dziedzinie i szybko został zdemaskowany. Wiąże się z tym pewna anegdota. Funkcjonariusz SB przystępując do nagrywania w kościele stanął bowiem za blisko głośników, powodując tak mocne sprzężenie, że ksiądz Węgrzecki musiał przerwać kazanie. Z ambony spokojnie nakazał funkcjonariuszowi SB wyłączyć mikrofon, bo to mu przeszkadza w odprawianiu mszy. Po tej wpadce Karygowski przestał pojawiać się w Krajence. Poza wymienionymi czynnościami funkcjonariusze podejmowali typowe esbeckie metody "umilające życie”: wzywanie na rozmowy, odmawianie wydania paszportu, itp.
Trzeba również wspomnieć, że nie najlepiej układały się stosunki proboszcza Węgrzeckiego z krajeńskimi prominentami. Polem starcia była m.in. sprawa budowy domu pogrzebowego w Krajence. Lokalni komuniści upierali się przy lokalizacji na cmentarzu (ich postawa przyczyniła się do opóźnienia budowy o kilka lat!). Natomiast ks. Węgrzecki zamierzał zrealizować inwestycję przy kościele św. Anny. Miał przy tym ukryty cel, chciał bowiem przy okazji wybudować salkę katechetyczną. W tym miejscu kolejna dygresja. Trzeba bowiem przypomnieć młodszym czytelnikom, że w PRL-u lekcje religii nie odbywały się w szkołach. Co więcej, wielu pedagogów zwalczało katolicyzm! Na egzekutywach Komitetu Miejsko-Gminnego PZPR w Krajence padały słowa ubolewania, np. z powodu faktu ”uczestnictwa młodzieży szkolnej” (podczas wycieczek) w nabożeństwach religijnych! Te słowa wypowiadali nauczyciele! Dodam, że zostałem pobity przez jednego z krajeńskim „wykładowców” na początku tzw. transformacji ustrojowej. Powodem agresji był zamiar opuszczenia zajęć i chęć uczestnictwa w nabożeństwie w Górce Klasztornej.
Ostatecznie, po wielu latach batalii i doświadczeniu licznych szykan, ks. Węgrzecki dopiął celu. Salka katechetyczna i dom pogrzebowy powstały przy kościele św. Anny Podczas naszej rozmowy, która odbyła się w 2004 roku w Rzeczenicy, z dumą opowiadał o kulisach budowy. Mówił, że świetnie sobie radził z władzami lokalnymi i bezsensownością obowiązujących wówczas przepisów prawnych (między innymi, by wyjednać zgodę na rozpoczęcie budowy salki katechetycznej, działo się to w czasach obowiązywania stanu wojennego w PRL, posłużył się fortelem, wskazując, że celem inwestycji jest jedynie dom pogrzebowy). Realizując inwestycję ksiądz Węgrzecki zmagał się ponadto z powszechnie występującą reglamentacją towarów. - „Grożono mi wówczas więzieniem za to, że zamiast 6 ton cementu, na które miałem przydział kupiłem 16. Ostatecznie jednak, po około dwóch godzinach przesłuchania, wypuszczono mnie” – wspominał.
Salka katechetyczna i dom pogrzebowy powstały w ciągu zaledwie jednego roku. Gotowych do pracy nigdy nie brakowało. Zawsze było od 20 do 30 osób do pomocy. Poza tym inwestycję chętnie wspomagały władze miejscowego tartaku (rodzina Kokowskich), zaopatrując w potrzebne materiały. Należy nadmienić, że bilans pobytu księdza w Krajence to ponadto: remont plebanii, kościoła św. Józefa, zabytkowej dzwonnicy (zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach kilka lat później) oraz gruntowne odrestaurowanie kościoła św. Anny (w czasach szalejącej inflacji).
Podczas mojej ostatniej rozmowy z ks. Węgrzeckim dowiedziałem się także o donosach, które składano na niego do instytucji państwowych/partyjnych w okresie PRL-u. Duchowny przedłożył nawet teczkę dokumentów na dowód oraz wymienił nazwiska osób, które denuncjowały na niego w czasach komuny. Chichotem historii jest to, że już w III Rzeczpospolitej, byli prominentni działacze partii komunistycznej w Krajence, którzy stali się gorliwymi katolikami, przyczynili się do opuszczenia przez niego parafii. Był to też specyficzny prezent z okazji 25 lecia pobytu duchownego w Krajence. „Rokosz” części parafian miał wielopłaszczyznowe podłoże. Powoływali się na obronę kościelnego (który został przez proboszcza zwolniony), stawali murem za przeniesionym wikarym (którego postawa wzbudzała wątpliwości proboszcza), zgłaszali całe litanie zarzutów etycznych pod adresem ks. Węgrzeckiego. Tego rodzaju postawa niektórych parafian stała się oczywiście „pożywką” dla mediów. Między innymi gazeta, której właścicielem jest Mariusz Leszczyński, poświęciła konfliktowi wiele miejsca. Nie trudno zgadnąć z jakiego powodu i z jakim przekazem.
Ksiądz Henryk Węgrzecki został zmuszony do opuszczenia Krajenki w 1999 roku. Tuż przed odejściem, w pełnym emocji kazaniu (wygłoszonym w kościele św. Józefa), „podziękował” z nazwiska ”parafianom”, którzy najaktywniej o to zabiegali. Już po latach, gdy miałem okazję z nim rozmawiać, spokojnie stwierdził, że wybacza tym i innym osobom . Zwierzył się też przy okazji, że tak naprawdę był zmęczony trwającą nagonką i chciał odejść z Krajenki. Powiedział również, że zna prawdziwe kulisy swojego przeniesienia, związany jest jednak tajemnicą spowiedzi. Warto nadmienić, że wyjazd ks Węgrzeckiego do Rzeczenicy (1999 rok) nie ostudził emocji wśród parafian. Przykładem mój artykuł na jego temat, który pojawił się w Tygodniku Okolice w 2004 roku. Niektórzy mieszkańcy Krajenki podejmowali różne działania, których celem było zablokowanie jego ukazania się w lokalnej prasie! Czynili tak mimo faktu, że skupiłem się na przedstawieniu całokształtu posługi kapłańskiej ks. Węgrzeckiego i całkowicie pominąłem wątek konfliktu z częścią parafian. Krytyczne słowa pod moim adresem padły także ze strony „ludzi Kościoła”. Przykładem ks. proboszcz Józef Pietras (następca ks. Węgrzeckiego), który nie szczędził cierpkich słów pod moim adresem. Dlaczego? Tłumaczę to sobie tym, że „część parafian”, ta która z dumą dzierżyła kiedyś legitymacje PZPR, musiała mieć na to wpływ.
Na koniec artykułu chciałbym wspomnieć o pewnej pasji ks. Henryka Węgrzeckiego. Mowa o podróżach. Upadek komunizmu sprawił, że zwiedził praktycznie całą Europę, północną Afrykę oraz zachodnie rubieże Azji. Należy podkreślić, że podróżowanie po świecie zawsze łączył z posługą kapłańską. Między innymi w miejscowości Coimbra (Portugalia) odprawiał mszę świętą, na której obecna była siostra Łucja, jedna z trojga rodzeństwa - świadków objawienia w Fatimie. Miał także Mszę świętą i kazanie na górze Tabor (tradycja sięgająca IV w. wiąże z nią opisywaną w Ewangelii scenę Przemienienia Pańskiego). Modlił się nawet w muzułmańskim meczecie. Marzeniem księdza , którego nie udało mu się zrealizować, była podróż na wschód, na dalekie rubieże Rosji.
26 listopada 2005 r. ks. Henryk Węgrzecki przeszedł na emeryturę. Zamieszkał w Słupsku. Zmarł w tej miejscowości 15 listopada 2009 r. w wyniku powikłań po grypie. Ciało spoczęło 21 listopada 2009 roku w Siennie (koło Ostrowca Świętokrzyskiego) – jego rodzinnej miejscowości.
Ksiądz Henryk Węgrzecki był znakomitym administratorem, szczególnie w Krajence. Ocena musi być tak jednoznaczna w oparciu o czasy (komunizm wrogi Kościołowi) i dokonania w parafii (wspomniane wyżej remonty). Był również dobrym księdzem, bo przecież wywiązywał się ze swoich obowiązków. Msze św., chrzty, pogrzeby, śluby, posługi chorym można liczyć w tysiące. Posiadał także umiejętność mobilizowania parafian. Na przykład kościoły w Krajence były wypełnione podczas nabożeństw, a ostatnie miejsca siedzące trzeba było zajmować najdalej 20 minut przed ich rozpoczęciem. W pracach fizycznych na rzecz parafii (np. budowa salki) uczestniczyło dziesiątki osób. To także jego zasługa! Potrafił również, grając często na niskich pobudkach niektórych parafian, zmobilizować ich do datków na rzecz Kościoła. Nawet najbardziej skąpi mieszkańcy Krajenki zanosili bowiem koperty na plebanię, by móc z dumą usłyszeć swoje nazwiska (i podziękowanie za hojny datek) podczas niedzielnej Mszy. Trzeba też nadmienić, że znakomicie przygotowywał dzieci i młodzież do przyjęcia Sakramentów Świętych (np. Bierzmowania). W życiu publicznym, jako obywatel Krajenki, był aktywny. W tym przypadku ocena jego postawy nie jest już jednak tak jednoznaczna. Przykładem antykomunistyczne deklaracje ks. Węgrzeckiego i... jednoczesne utrzymywanie bliskich kontaktów osobistych z niektórymi działaczami partii komunistycznej). Na koniec pozostaje ocena całokształtu życia Henryka Węgrzeckiego. Tej powinien dokonać Czytelnik obiektywny, bo tylko taki pamięta o zasadzie, że kto jest bez winy...
źródła:
materiały znajdujące się w Archiwum IPN
zbiory własne autora
Napisz komentarz
Komentarze