Nawiązanie do Bohaterki Antykomunistycznego Podziemia nie jest przypadkowe. Danuta Siedzikówna („Inka”) i Maria Gąszczak, choć różnymi metodami, przeciwstawiały się diabolicznym ideologiom, które najpierw zawładnęły umysłami ludzkimi, a później przełożyły się na koszmarną rzeczywistość. Ich heroiczna postawa nie była oczywiście dziełem przypadku. To pokłosie domowego wychowania, które znamionowało głęboka wiara w Boga i gorliwa służba Ojczyźnie. Co istotne, wymienione kobiety dochowały wierności wyznawanym wartościom nawet w obliczu śmierci. „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba” – powiedziała Danuta Siedzikówna na krótko przed rozstrzelaniem. Natomiast Maria Gąszczak żegnała się ze światem słowami – „Nie będę was błagać o łaskę, mordercy, jestem dumna, że pracowałam i ginę dla Polski”.
Historia Danuty Siedzikówny „Inki”, która została zamordowana przez komunistycznych katów 28 sierpnia 1946 roku, została opisana przez wielu autorów. Powstały filmy fabularne i dokumentalne na jej temat. Imię Bohaterskiej Sanitariuszki nosi także dziesiątki obiektów w Polsce. Obok tego piękną akcję „Serce dla Inki” propagują Salezjanie z Piły, z jej pomysłodawcą ks. Jarosławem Wąsowiczem na czele. Co niezwykle ważne, udało się odnaleźć szczątki Danuty Siedzikówny, co pozwoliło pochować ją z należnymi honorami. Poczytuje sobie za zaszczyt, że wraz z grupą znajomych z Krajny brałem udział w tych niezwykle symbolicznych i podniosłych uroczystościach.
Dzieje Marii Gąszczak, która została zamordowana przez Niemców 28 września 1943 roku, nie są z pewnością tak powszechnie znane. Głównie z tego powodu jej imię noszą jedynie trzy ulice w Polsce (w Złotowie, Koszalinie i Zakrzewie). Co więcej, znikają z przestrzeni publicznej miejsca, które przypominały o Bohaterskiej Polce. W tym kontekście należy wspomnieć, że w 2010 roku Rada Gminy Zakrzewo zlikwidowała Publiczną Szkołę Podstawową w Głomsku, której patronem była Maria Gąszczak. Niewiele jest też artykułów na jej temat. Znam tylko jedną książkę, która szerzej opowiada o dziejach tej nauczycielki z Krajny. Mowa o publikacji „Dwie Marie”. Jej autorami są: Elżbieta Czarnotta, Jowita Kęcińska Kaczmarek i Roman Rożeński. Należy też wspomnieć, że Maria Gąszczak wciąż nie ma godnego miejsca pochówku. Jej szczątek dotychczas nie odnaleziono. W tym także można odnaleźć podobieństwo do losów wielu Bohaterów Antykomunistycznego Podziemia.
Obecnie coraz częściej zacierają się granice między katami i ofiarami II wojny światowej. Efekty tej polityki dotarły również na Krajnę. Przykładem publikacje (książki dotowane przez samorząd, artykuły prasowe), które w pewnym stopniu rozmywają niemiecką odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej. Mowa tu m.in. o sformułowaniach o „polskich obozach pracy dla Niemców”, a nawet „obozach koncentracyjnych, które Polacy zorganizowali dla Niemców” (patrz. Aktualności Złotowskie). Tego rodzaju nadużycia prostowane są przez nielicznych. W tym gronie najmocniejszy głos płynie z portalu www.77400.pl. Cicho w tej sprawie siedzą za to m.in. politycy prawicy. Co gorsza, nie widzą nic złego w zamieszczaniu swoich materiałów wyborczych w tego typu mediach, Smutny jest fakt, że dotyczy to także parlamentarzystów. Dlatego szczególnie posłom i senatorom z okręgu 38, pragnę zadedykować mój artykuł o Marii Gąszczak – bohaterskiej nauczycielce z Krajny.
Urodziła się 18 grudnia 1914 roku w Duisburgu. Tak przynajmniej wynika z karty więziennej, która sporządzona została w Berlinie. W jej akcie zgonu, również wystawionym w stolicy Niemiec, mowa natomiast o tym, że przyszła na świat 28 grudnia 1914 roku. Problem dotyczy też ustalenia jej dokładnego miejsca urodzenia, bo niektóre źródła wskazują na Dortmund. Poza dyskusją jest natomiast to, że jej rodzice nosili imiona Julian i Marianna (z domu Robert). Prawdopodobnie na teren Nadrenii Północnej Westfalii przybyli z Wielkopolski. Można wysnuć domniemanie, że powodem ich wyjazdu były względy zarobkowe.
Niewątpliwie w domu Gąszczaków pielęgnowano tradycje patriotyczne. Również głębokie przywiązanie do religii katolickiej. Potwierdzają to słowa Marianny Rożeńskiej, która tak charakteryzowała swoją przyjaciółkę: „Potrafiła praktycznie w sposób idealny zawrzeć w jedną naturalną całość więzy narodowe wszczepione przez rodzinę, z więzami uniwersalnymi wszczepionymi przez Kościół”. A dalej „Dewizą jej poczynań było hasło „Naprzód”, bowiem była pełna energii i brawury. Szła przez życie zawsze z uniesioną głową, choć miewała chwile słabości, zapewne jak my wszyscy. „W stosunku do kolegów i koleżanek była szczera i otwarta. Czasami aż za bardzo. Co miała w sercu – to i na ustach. Była pełna optymizmu i dobroduszności. Wierzyła w ludzi”.
27 sierpnia 1922 roku powstał Związek Polaków w Niemczech. Jako pierwsza, bo już w grudniu 1922 roku, ukonstytuowała się jego III Dzielnica (obejmowała Westfalię, Nadrenię, Badenię i Palatynat). Wymiernym efektem zawiązania ZPwN było np. utworzenie jego 160 kół oraz działalność Związku Harcerstwa Polskiego. Do tej ostatniej organizacji należała Maria Gąszczak. Również dzięki staraniom działaczy ZPwN, w 1929 roku otrzymała stypendium i rozpoczęła naukę w Katolickim Seminarium w Lesznie. Maturę zdała w czerwcu 1934 roku. Następnie odbywała roczną praktykę w okolicach Inowrocławia. Edukację zakończyła zdanym egzaminem w Poznaniu, który pozwolił jej wykonywać zawód nauczyciela. 1 kwietnia 1936 roku rozpoczęła pracę pedagogiczną w Prywatnej Katolickiej Szkole Powszechnej w Głomsku, która była elementem systemu polskiego szkolnictwa w Niemczech. W latach 1929-1939 na terenie ówczesnego powiatu złotowskiego działały aż 23 tego rodzaju placówki oświatowe (w 1939 było ich 21).
W tym miejscu należy wyjaśnić, że po zakończeniu I wojny światowej wielkie nadzieje na włączenie całości Krajny w skład II Rzeczpospolitej rozwiały ustalenia traktatu wersalskiego. Na mocy podpisanego 28 czerwca 1919 roku układu międzynarodowego, zachodnia część Krajny (w tym także Głomsk) pozostała w granicach Niemiec. Nie jest obecnie żadną tajemnicą, że niekorzystne z punktu widzenia Polski rozwiązania stanowiły pokłosie zabiegów księcia pruskiego Fryderyka Leopolda Hohenzollerna, Anglii oraz niemieckiej diaspory żydowskiej. Niewątpliwie pewien wpływ na taki kształt ostatecznych decyzji miała także jedna z masońskich lóż.
Układy międzynarodowe spowodowały, że tysiące Polaków stanęło przed pokusą emigracji w granice II Rzeczypospolitej. Wybór tej opcji rodził zagrożenie całkowitej germanizacji zachodniej części Krajny. Dostrzegał to proboszcz Zakrzewa, ks. Bolesław Domański. Właśnie z tego powodu użył słów: "Zdradę narodową popełnia ten, kto opuszcza swoją ojcowiznę i oddaje ją w niemieckie ręce". Należy podkreślić, że w swojej działalności patriotycznej nie ograniczał się jedynie do formułowania tego rodzaju odezw. Podejmował też konkretne inicjatywy, których celem było wzmocnienie pozycji gospodarczej Polaków, ich rozwój kulturalny oraz zachowanie ojczystej mowy. Oczywiście skuteczność tej polityki zależała w znacznej mierze od ludzi, którzy w poszczególnych miejscowościach, mimo niemieckich szykan, mieli odwagę przewodzić społeczności polskiej.
Jedną z takich liderek stała się Maria Gąszczak. Była ona nie tylko wszechstronnym i zaangażowanym nauczycielem, ale także organizatorką życia społecznego. Przyczyniła się do utworzenia i rozwoju biblioteki polskiej w Głomsku. Zawiązała żeńską drużynę harcerską, z którą przewędrowała nie tylko cały Kreis Flatow (powiat złotowski), ale również wyjeżdżała do Polski. Założyła też zespół artystyczny, reżyserowała sztuki sceniczne i uczyła śpiewu. Zaangażowała się również w działalność sportową. Przykładem utworzenie drużyny siatkarskiej. Należała ponadto do licznych organizacji, ze Związkiem Polaków w Niemczech na czele. „Wykonywaliśmy tzw. prace u podstaw, tzn. to, co do nas należało i nie drażniło Niemców” – wspominała Marianna Rożeńska, która znała Marię Gąszczak przez około 13 lat.
21 kwietnia 1939 roku zmarł ks. Bolesław Domański. Jedna z hipotez głosi, że został otruty. Jego pogrzeb odbył się 26 kwietnia 1939 roku w Zakrzewie, które Niemcy nieprzypadkowo określali „małą Warszawą”. Maria Gąszczak wraz z młodzieżą uczestniczyła w tych uroczystościach. Była to ostatnia tak wielka manifestacja polskości na terenach III Rzeszy przed wybuchem wojny. Nazistowski terror narastał bowiem z każdym dniem.
Powszechnie znanym faktem jest, że Niemcy prześladowali Polaków z zachodniej części Krajny przez cały okres zaboru (1772-1945) Oczywiście represje przybierały różne formy i różnie rozkładał się też w czasie poziom agresji. Do wybuchu II wojny światowej ograniczały się one z reguły do administracyjnych szykan (np. przymusowe wysiedlenia). Później doszła do tego również eksterminacja biologiczna. Co istotne, w ten zbrodniczy mechanizm zaangażowani byli niemal wszyscy Niemcy. Przykładem firmy i osoby prywatne, które czerpały zyski z niewolniczej pracy. Szczególnie ważnym trybikiem w aparacie terroru była zwłaszcza administracja terenowa, która posiadała znakomite rozeznanie np. na temat liderów społeczności polskiej.
Bezpośrednio przed wybuchem II wojny światowej Niemcy rozpoczęli aresztowania Polaków na terenach graniczących z Polską. Wśród zatrzymanych 25 sierpnia 1939 roku znalazła się m.in. Maria Gąszczak. Ten sam los spotkał jej koleżankę z pracy, Martę Przybył, która tak zapamiętała to wydarzenie. „Przypominam sobie, że nam obu, jako obywatelkom niemieckim, ówczesny landrat dr Ackmann osobiście odebrał niemieckie paszporty, określając nas przy tym jako zdrajców narodu niemieckiego. Obie zostałyśmy umieszczone w więzieniu w Złotowie, gdzie przebywałyśmy przez okres przeszło tygodnia. Później nas zwolniono”. Należy wspomnieć, że nie wszystkich spotkał ten względnie łaskawy los. Wiele osób z terenu powiatu złotowskiego trafiło np. do obozu w Lipce Krajeńskiej i w Pile, a później do obozów koncentracyjnych. Przykładem ks. Alfons Sobierajczyk, który zginął w KL Dachau.
Po opuszczeniu więzienia Maria Gąszczak otrzymała nakaz opuszczenia terenu Pogranicza. Od tego momentu pojawiają się kolejne niejasności w jej życiorysie. Na przykład przedwojenny działacz ZPwN, Henryk Jaroszyk, twierdził, że Gąszczak krótko przebywała w KZ Ravensbrück. Rzekomo zwolniona została za sprawą niemieckiego oficera o nazwisku Jarosz. Według Jaroszyka, został on później rozstrzelany. Sugestie na temat jej pobytu w obozie koncentracyjnym zawierają również inne źródła. Z drugiej strony brak jest jej nazwiska w spisie więźniów, co wydaje się wykluczać możliwość jej pobytu w obozie (słynna niemiecka skrupulatność). Również jej bliscy znajomi, chodzi o okres pobytu w Berlinie, nie wspominają, że fakt taki miał miejsce.
Na terenie Berlina Maria Gąszczak zatrzymała się u Jadwigi Neumannowej. Niewykluczone, że dzięki niej znalazła zatrudnienie w Krajowym Urzędzie Kontroli Listów (Reichsbrifprufstelle), który podlegał Wehrmachtowi. Do jej zadań należało m.in. sprawdzanie korespondencji (w tym tłumaczenie jej na język niemiecki) i informowanie przełożonych o podejrzanych przesyłkach. Według niektórych relacji był to ogromny urząd, pracowało w nim około 1500 osób na jedną zmianę. Na terenie Berlina Maria Gąszczak utrzymywała przyjacielskie relacje z Jadwigą Neumann, Stefanią Przybył, Heleną Mackowiak, Edmundem Nawrockim i innymi przedstawicielami społeczności polskiej.
W tym miejscu pojawia się bardzo istotny znak zapytania w jej życiorysie. Mowa o kontaktach z wydziałem wywiadu zagranicznego Związku Walki Zbrojnej (Armii Krajowej) o kryptonimie „Stragan”. Jego najważniejszym ogniwem była Sekcja „Zachód” - odpowiedzialna za działalność na terenie „Rzeszy”. W 1942 roku „Sekcja” została częściowo rozbita przez niemiecki kontrwywiad. Wiele wskazuje, że pokłosiem jego pracy stało się również aresztowanie Marii Gąszczak.
W tym miejscu należy wspomnieć, że podczas zatrudnienia w Krajowym Urzędzie Kontroli Listów (Reichsbrifprufstelle) Maria Gąszczak miała dostęp do tysięcy korespondencji. Jest pewne, że część listów, np. niebezpiecznych dla życia niektórych osób, odkładała do szuflady i później przekazywała Stefanii Przybył, która je niszczyła. W ten sposób uchroniono szereg osób od różnego rodzaju represji. Wydaje się wysoce prawdopodobne, że działalność ta była samoistna i niepowiązana ze współpracą z wywiadem ZWZ (AK). Wynikała zapewne ze zwykłej przyzwoitości, która cechowała ludzi wychowanych w głębokim patriotyzmie i wierze katolickiej. Był to oczywiście także akt ogromnej odwagi.
Z relacji Stefanii Przybył wynika, że w 1942 roku członkowie wywiadu AK nawiązali kontakt z Jadwigą Neumann. Później, prawdopodobnie za jej pośrednictwem, także z innymi kobietami, które pracowały w Krajowym Urzędzie Kontroli Listów (Reichsbrifprufstelle). Czy była wśród nich Maria Gąszczak? Niewykluczone. Wskazuje na to np. relacja Karola Biernatowskiego. Jej mankamentem jest jednak to, że przekazywał on słowa usłyszane od osób trzecich, które w momencie składania przez niego relacji już nie żyły. Ponadto informacja o przystąpieniu do Armii Krajowej przez Marię Gąszczak zawiera książka „Dwie Marie”. Autorzy wskazują, że nastąpiło to we wrześniu 1942 roku. Oczywiście można też założyć, że kobiety, podejrzewane o antynazistowską działalność, padły ofiarą niemieckiej prowokacji. Teza ta wydaje się również prawdopodobna.
Istotne dla rozwiązania tej zagadki wydaje się ustalenie dokładnej daty zwolnienia z pracy Marii Gąszczak i kilku innych kobiet. Wiadomo jedynie, że nastąpiło to w 1942 roku. Dlaczego nie została natychmiast aresztowana? Czy był to element gry operacyjnej niemieckich służb? Te pytania pozostają na razie otwarte. Pewne jest natomiast, że kolejne miejsce zatrudnienia Marii Gąszczak stanowiło jedno z berlińskich przedsiębiorstw budowlanych. Innym znanym faktem jest to, że w gorącym okresie 1942 roku spotkał ją u lekarza Henryk Jaroszyk. Zapamiętał on, że była zdenerwowana i wspominała, że musi wyjechać z Berlina.
W listopadzie 1942 roku Niemcy aresztowali Helenę Mackowiak, Stefanie Przybył i kilka innych osób. Wśród nich była, zatrzymana 25 listopada 1942 roku, Maria Gąszczak, która została przewieziona do więzienia policyjnego przy Alexanderplatz w Berlinie. Brak informacji w jaki sposób przebiegało dochodzenie. Można się jednak domyślać, że stosowano „tradycyjne niemieckie metody śledcze”.
W tym czasie przebywała w Berlinie również Marianna Rożeńska, która, jako była więźniarka KZ Ravensbrück, musiała meldować się co trzeci dzień na policji. W grudniu 1942 roku po raz kolejny wykonywała ten przykry dla niej obowiązek. Zapewne nie przypuszczała, że będzie to wizyta, którą zapamięta do końca życia. W oknie za kratami zobaczyła bowiem swoją bliską przyjaciółkę - Marię Gąszczak. Nie było to rzecz jasna radosne spotkanie. Usłyszała od niej jedynie pełne smutku słowa: „Marylko, jestem sama, widzimy się chyba już ostatni raz. Chyba już stąd nie wyjdę, pozdrów wszystkich, nie oglądaj się, trzymaj się”. Były to słowa prorocze.
6 sierpnia 1943 roku Maria Gąszczak została skazana przez niemiecki Trybunał Ludowy na karę śmierci za szpiegostwo. Składowi orzekającemu przewodniczył sędzia Greulich (inne wersje tego nazwiska: Grenlick, Greulick). Uzupełniali go: Mokart, generał Arbeistsdienst von Mangoldt, prezydent policji von Grolniau, radca miasta Vohlberg. Oskarżycielem był prokurator Krebs. Maria Gąszczak miała obrońcę z urzędu. Niektóre źródła wskazują, że był nim Alojzy Glugla. Niewykluczone jednak, że funkcję tę sprawował inny prawnik. Glugla czerpał zaś od niego wiedzę na temat procesu. Tak wynika m.in. z relacji Henryka Jaroszyka.
Maria Gąszczak została wprowadzona na salę sądową z czarną opaską na ramieniu. Była to jasna oznaka, że jej los jest w zasadzie przesądzony. Niemiecki porządek wymagał jednak przeprowadzenia procesu. Tego rodzaju farsa trwała prawdopodobnie około 10 minut. Zakończyła się wydaniem wyroku śmierci. Podczas rozprawy Maria Gąszczak zachowywała się jak na dumną Polkę przystało. Powiedziała do sądzących ją Niemców: „Nie będę was błagać o łaskę, mordercy. Jestem dumna, że pracowałam i ginę dla Polski”.
Od chwili aresztowania Maria Gąszczak przebywała w więzieniu policyjnym przy Alexanderplatz, więzieniu Alt-Moabit przy Barnimstrasse oraz więzieniu Ploetzensee (Charlottenburg-Nord). Do tego ostatniego zakładu karnego została przewieziona 28 września 1943 roku około godziny 12. Została ścięta przy pomocy gilotyny tego samego dnia o godzinie 18:06. Prawdopodobnie katem był Wilhelm Rottger. Maria Zientara Malewska pisze, że z obawy przed represjami rodzice Marii nie zwracali się do prokuratury wojskowej o wydanie zwłok. Jej miejsce pochówku pozostaje zatem do dziś nieznane. Warto dodać, bo jest to również przykład niemieckiego okrucieństwa i skrupulatności, że koszty pobytu w więzieniu i skazania pokrywała rodzina. Na przykład opłata za egzekucję wynosiła 158, 18 RM.
Tragiczny los był także udziałem wielu koleżanek i kolegów Marii Gąszczak. Stracona została m.in. Jadwiga Neumann, z którą mieszkała w Berlinie. Wyjątkową determinację by przeżyć wykazała za to inna z jej koleżanek, Stefania Przybył (znana później jako Stefania Jung – Mochnacka, po wojnie mieszkała w Krakowie). W więzieniu pracowała przy szyciu bielizny dla szpitala wojskowego. Korzystając z okazji przygotowała sobie paski materiałów, z których zrobiła sznur. Poza tym mocno się odchudziła, a nocami ćwiczyła przeciskanie się przez kratę więzienną. Po usłyszeniu wyroku Stefania Przybył poprosiła sąd, by mogła przebywać w celi razem z swoją siostrą - Heleną Mackowiak, która również została skazana na karę śmierci. Niemcy wyrazili zgodę. Nad ranem będące razem w celi kobiety postanowiły uciec. W tym momencie rozegrał się dramat sióstr. Helena była bowiem zbyt masywna i nie przecisnęła się przez kratę. Stefania uciekła zatem sama, przekonana ostatecznie argumentem Heleny, że ktoś musi zaopiekować się ich matką. Po sznurze dostała się na dziedziniec więzienia, następnie pokonała mur, za którym znajdował się sąd. W jego budynku napotkała sprzątaczkę. Przekonała ją, że ma tu pracować w zastępstwie. Napotkana kobieta wyprowadziła ją przez wartownie w kierunku budynku administracyjnego. Tak Stefania Przybył znalazła się na ulicy. Szczęście jej sprzyjało, po chwili podjechał bowiem autobus. Bez wahania wsiadła do niego i odjechała. Jako rodowita mieszkanka Berlina dobrze znała miasto. Dzięki temu dotarła do przyjaciół. Właśnie dzięki nim opuściła stolicę III Rzeszy. Ukrywała się m.in. w Chojnicach i Bydgoszczy. Przeżyła gehennę II wojny światowej.
Maria Gąszczak w chwili śmierci miała 29 lat. W 2010 roku zniknęła szkoła jej imienia w Głomsku (na budynku znajduje się tablica poświęcona Robertowi Gransickiemu i Marii Gąszczak). Na szczęście pamięć o Bohaterskiej Nauczycielce wciąż pielęgnowana jest na Krajnie. Dzieje się tak głównie dzięki zwykłym ludziom, którym również przyświecają wartości jej bliskie. Znakomicie określił je uczeń Marii Gąszczak - poeta Alfons Senska. Napisał on: "Miała coś w sobie ta dziewuszka. coś takiego, czego dzisiaj nazwać już nie umiem. We wszystkim o czym mówiła wyczuwaliśmy umiłowanie polskości, szczery patriotyzm, Słyszę Jej głos: "Jak długo w sercach naszych".
źródła:
Materiały IPN
Materiały Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Koszalinie
Archiwum rodzinne R. Rożeńskiego
Wł. Muzyka, Wyrok śmierci za Polskę, Tygodnik Wybrzeża, Morze i Ziemia, nr 32 (192)
B. Konarski, Kim była Maria Gąszczak, Głos Pomorza 25-26 maja 1985
Wł. Andrusikiewicz, Więźniarki z Alt-Moabitu, Za wolność i lud, nr 15, 3 lipca 1982
J. Boenigk, Wyroki, Warszawa 1970
M. Zientara Malewska, Złotowszczyzna, Łodż 1971
List Marianny Rożeńskiej do nauczycieli i uczniów szkoły w Głomsku (2001)
E. Czarnotta, J. Kęcińska Kaczmarek, R. Rożeński, Dwie Marie, Gdańsk – Wielki Buczek 2016
W. Kokowski, Polskie szeregi na ziemi złotowskiej, Piła 2013
Napisz komentarz
Komentarze