Działo się to ponad 70 lat temu we wsi Czajcze, która położona jest około 2 km na południe od Krajenki. Na wzniesieniu górującym nad pobliskimi terenami, w ogromnym domu mieszkał rolnik Bernard ze swoją żoną Adelajdą. Stary, blisko sześćdziesięcioletni Prusak znany był w całej okolicy z tego, że żadnej dziewce nie przepuścił. Pomimo wielkiego temperamentu męża, Adelajda nie mogła doczekać się potomstwa. Szalenie jednak kochała Bernarda. Dlatego z niedowierzaniem przyjmowała wszelkie informacje o jego miłosnych podbojach. Do czasu.
Pewnego dnia, był to bodajże wtorek, Bernard pojechał na targ do Krajenki. Trzeba bowiem wiedzieć, że miał najlepsze bydło w okolicy. Mróz był siarczysty (jak na koniec października), toteż szybko zawierano interesy. Nie minęła godzina, a już wszystko sprzedał. Zadowolony i zziębnięty postanowił nieco się ogrzać.
Tam gdzie kiedyś była ulica Langerstrasse, a dziś jest ulica Złotowska, jadąc w kierunku Złotowa, po lewej stronie, stała słynąca w okolicy z przednich trunków gospoda. Los chciał, że u właściciela tego przybytku przebywała krewna jego żony – Eryka. Piękna, o nordyckiej urodzie dziewczyna od razu wpadła w oko Prusakowi. Bernard rozsiadłszy się wygodnie wypijał kieliszek za kieliszkiem, a w miarę jak wódka zaczęła uderzać do głowy, coraz to śmielej począł zagadywać do dziewczyny. Ponieważ ta była sierotą, ujęła ją dobroduszność rolnika, tym bardziej, że im więcej pił, tym większe dawał napiwki. Nie minęło południe, a uniesieni miłosnym amokiem znaleźli się w jej pokoju. Później Bernard jeszcze wielokrotnie, gdy bywał w Krajence, odwiedzał Erykę. Szczęście nie trwało jednak długo.
Zbliżał się front. Żołnierze radzieccy byli coraz bliżej. Niepewny swej przyszłości Bernard zapragnął jeszcze raz zobaczyć swoją ukochaną. Zdziwił się nieco, gdy ta, na powitanie, wręczyła mu jabłko. Wkrótce zrozumiał jednak, co znaczył ten gest. Wyjaśnić bowiem należy, że w stronach, z których pochodziła Eryka, kobieta w ten sposób oznajmiała mężczyźnie, że spodziewa się jego potomka. Dowiedziawszy się w czym rzecz, uradowany Prusak, schował owoc do kieszeni jak najświętszą relikwię. Podekscytowany faktem, że zostanie ojcem, postanowił o wszystkim powiedzieć żonie, zabrać z majątku, co się da i uciec (przed sowietami) z kochanką na Zachód.
Po powrocie do domu, spakował część złota, a ponieważ był niezwykle majętny, kilka tuzinów złotych łyżeczek, sztućców i innych kosztowności wsadził w metalową skrzynkę, która następnie zatopił w przydomowej studni. Wykonawszy te czynności, Bernard zdecydował się wyjawić całą prawdę żonie.
Adelajda w reakcji na słowa męża zaczęła bluźnić tak okrutnie, że aż wstyd to powtarzać. Niech ciebie piekło pochłonie – rzekła na koniec. Jakby ją wysłuchało, bo w chwili, gdy kończyła te słowa, do domu wdarli się sowieci.
Stare powiedzenie mówi, że w miłości i zemście nikt nie dorówna kobiecie. Adelajda boleśnie dotknięta słowami męża zakrzyknęła do sołdatów (wskazując na Bernarda) – to ścierwo prześladowało Żydów w Krajence. Żołnierze niewiele się zastanawiając, wyprowadzili Bernarda do pobliskiego lasu i powiesili. Gdy już wyzionął ducha i zesztywniał, miejscowy pracownik przymusowy, wykopał mu mogiłę. Kilka lat później, w tym samym miejscu, pośród leśnych drzew, wyrosła piękna jabłoń. Starsi mieszkańcy powiadają, że to z tego jabłka, co Bernard otrzymał od ukochanej Eryki.
Los nie oszczędził także Adelajdy. Zhańbiona przez Rosjan, dręczona wyrzutami sumienia, targnęła się na życie, zażywając truciznę. Nieznane są za to dalsze dzieje Eryki i jej dziecka. Czasami jednak w lesie, położonym między szosami do Buntowa i Podróżnej, przy stojącej pośród leśnych drzew jabłoni, ktoś kładzie kwiaty. Kto wie, może to właśnie potomek Bernarda?
Piotr Janusz Tomasz
Napisz komentarz
Komentarze