Ta historia rozpoczyna się banalnie. W lutym 1946 roku na terenie wsi Pogórze (miejscowość położona w pobliżu Krajenki) doszło do sąsiedzkiego zatargu. Jego powodem było rozliczenie za zboże. Jeden ze zwaśnionych sąsiadów rzucił na odchodne groźbę, która prawdopodobnie nie pozostała jedynie pustym słowem. 14 lutego 1946 roku w gospodarstwie jej adresatów, mowa o rodzinie Rutkowskich, pojawili się bowiem sowieccy żołnierze.
Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że przyjazd sowietów do Krajenki nastąpił za sprawą donosu. Zawierał on pomówienie, że Karol i Stanisława Henzorowie byli Ukraińcami (w zachowanych dokumentach pojawia się też termin "własowcy"). W tym miejscu należy wyjaśnić, że małżonkowie podczas wojny przebywali na przymusowych robotach koło Dortmundu. Stamtąd przyjechali do Krajenki. Byli wyznania rzymskokatolickiego. Stanisława (z domu Rutkowska) była Polką, urodziła się w 1918 roku w Brzesku. Karol przyszedł na świat w 1921 roku w okolicach miejscowości Terespol.
Można wysnuć domniemanie, że wiarygodność donosu wzbudziła duże wątpliwości u kontrolujących żołnierzy. Nie doszło bowiem do aresztowania Henzorów, zarekwirowano im jedynie dokumenty. Jednocześnie nakazano stawienie się w siedzibie PUBP w Złotowie. Następnego dnia (15 lutego 1946 r.) Józef Rutkowski (brat Stanisławy), zawiózł małżeństwo Henzorów do Złotowa. Do siedziby PUBP weszli około godziny 10:00. Około południa Karol Henzor powiadomił Józefa Rutkowskiego, który stał przed budynkiem, aby dalej na nich nie czekał i wracał do domu, co też ten uczynił.
Następnego dnia rano Józef Rutkowski oraz Marianna Rutkowska (matka Stanisławy) pojawili się w siedzibie PUBP w Złotowie. Tu otrzymali informację, że ich krewni zostali zwolnieni i opuścili budynek PUBP poprzedniego dnia wieczorem. Było to kłamstwo. Stanisława i Karol Henzorowie zostali bowiem zamordowani 15 lutego 1946 roku. Okrucieństwa tej zbrodni dodawał fakt, że kobieta była w 7 miesiącu ciąży. Niestety okoliczności ich śmierci zapewne na zawsze pozostaną tajemnicą. Według protokołów sekcji zwłok, które sporządził dr Olewiński, mężczyzna otrzymał dwa strzały (w serce i głowę), każdy z nich był śmiertelny. Natomiast obrażenia na ciele kobiety pozwalają domniemywać, że walczyła o swoje życie. Otrzymała uderzenie tępym narzędziem w głowę, miała też złamane kości. Śmierć nastąpiła na skutek postrzału w klatkę piersiową i wykrwawienia się. Tragiczny opis dopełnia informacja, że w ręku trzymała chustkę, którą starała się zatrzymać krwotok.
Kim był sprawca zbrodni? Według zachowanych akt sądowych nazywał się Andrzej Seredyński i pełnił funkcję śledczego w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Złotowie. Był narodowości białoruskiej. Urodził się w okolicach Białegostoku. Po zajęciu tych terenów przez ZSRS (1939-41) wstąpił do komsomołu. W okresie niemieckiej okupacji Kresów (1941-44) był łącznikiem w radzieckiej partyzantce „Wiesiełowa”. 5 listopada 1944 roku wstąpił do komunistycznej UB i przeszedł przeszkolenie w Lublinie. Do Złotowa trafił z PUBP w Chojnicach. W opinii przełożonych z WUBP w Bydgoszczy, był funkcjonariuszem niezdyscyplinowanym i nadużywającym alkoholu (m.in. zwykł upijać się podczas prowadzonych przesłuchań). Natomiast pozytywnie wyrażali się o nim współpracownicy z PUBP w Chojnicach i Złotowie ("koleżeński, grzeczny, z pracy wywiązuje się bardzo dobrze").
15 lutego 1946 roku śledczy Seredyński zajmował się sprawą Henzorów. W trakcie jej załatwiania odwiedził dwukrotnie komendanturę sowiecką (można domniemywać, że w sprawie zarekwirowanych dokumentów). Na jej terenie spożywał alkohol. Feralnego dnia (w bliżej nieokreślonym czasie) dołączył do libacji alkoholowej, w której uczestniczyli m.in. starszy lejtnant Bryniow, major Gonczarenko, porucznik Popławski oraz chorąży Chrapkowski. Odbywała się ona z okazji zmiany na stanowisku kierownika PUBP w Złotowie. W trakcie libacji Seredyński wspomniał o Henzorach, którzy cały czas czekali na korytarzu w gmachu PUBP na załatwienie sprawy. W reakcji na to jeden z oficerów sowieckich miał powiedzieć: "zastrzel swołocz"! Seredyński, według zeznań funkcjonariuszy PUBP w Złotowie, pojawił się w swoim biurze około godziny 16:00. Jak można przeczytać w aktach: "nie był pijany, czuć było jedynie alkohol". Kilka minut później w budynku PUBP rozległy się strzały. Dobiegły one z pokoju, w którym Seredyński przebywał razem z Henzorami.
Co działo się bezpośrednio po dokonanym mordzie? Tu także jest wiele znaków zapytania. Stanisław Sadowski (funkcjonariusz PUBP w Złotowie) zeznał, że po usłyszeniu strzałów wyszedł ze swojego biura sprawdzić źródło ich pochodzenia. Po pewnej chwili, gdy był już na korytarzu, usłyszał głos Seredyńskiego, który wydawał polecenie "komendantowi gmachu" (Walentemu Ziachowi), by ten zszedł do celi internowanych Niemców i z ich pomocą zakopał trupy. Podobne słowa usłyszał wartownik Ostrowski. Według jego relacji, Andrzej Seredyński wydał rozkaz "powózki końmi, wykopania dołu i zakopania dwóch trupów". W tym miejscu warto przypomnieć fragment książki Zenona Romanowa "Krajniacy Złotowscy w Polsce Ludowej 1944-75". Mowa w nim o wysypisku śmieci przy ulicy Chojnickiej w Złotowie, na którym rzekomo chowano zamordowane w siedzibie PUBP osoby. Przypomnieć również interpelację radnego Muzioła ze Złotowa, który kilka lat temu zasugerował, że na terenie obecnego Urzędu Miejskiego mogą znajdować się szczątki Ofiar komunistycznych zbrodni. Jego słów, mimo że wypowiadał je jako funkcjonariusz publiczny, nigdy nie zweryfikowały odpowiednie organy!
Zastanawiający w całej sprawie jest ciąg dziwnych zdarzeń. Na przykład to, że niektórzy funkcjonariusze zignorowali odgłosy wystrzałów z pistoletu. Tłumaczyli to potem tym, że myśleli, że śledczy Seredyński "strzela do wróbli". W pewnym stopniu tego rodzaju argumentację da się obronić. Czasami bowiem złotowscy funkcjonariusze, na przykład pod wpływem alkoholu, strzelali na wiwat w celu urozmaicenia sobie służby. Kolejna dziwna sprawa to bójka koło siedziby PUBP, która rzekomo miała miejsce w momencie rozgrywania się tych tragicznych zdarzeń. Niektórzy funkcjonariusze tłumaczyli się, że właśnie z tego powodu wyszli na zewnątrz budynku i nie potrafią niczego wnieść do sprawy Seredyńskiego. Czy rzeczywiście taka bójka miała miejsce? A może została jedynie wymyślona lub zaimprowizowana później, by w ten sposób niektórzy funkcjonariusze nie musieli składać zeznań? Wielość relacji zwiększa wszak szansę na popełnienie błędów.
Równie intrygujące jest też spokojne zachowanie niektórych funkcjonariuszy, którzy mając już wiedzę o zbrodni, nie zareagowali w odpowiedni dla okoliczności sposób. Czyżby była to specyficzna odporność, która została nabyta na skutek podobnych zdarzeń w przeszłości? Należy podkreślić, że dopiero pojawienie się Seredyńskiego w celi, w której przebywali aresztowani Niemcy, i zastrzelenie około 60 letniej kobiety oraz ranienie w głowę około 70 letniego mężczyzny (Wilhelm Ruth/Ruck z Krajenki), spowodowały dopiero ich reakcję. Seredyński został rozbrojony i osadzony w celi. W trakcie tych czynności rzekomo odgrażał się kolegom, że jest "ruski człowiek".
Zagadką pozostaje także określenie dokładnego momentu rozpoczęcia dochodzenia. Z dokumentów wynika bowiem, że czynności procesowe (m.in. sekcje zwłok) wykonano jeszcze w dniu dokonania zbrodni. Poświadczył je sędzia Alfred Stria. W swoich badaniach dotarłem m.in. do jego żony. Wiele lat temu opowiedziała mi, że pewnego dnia mąż został wezwany po pracy do siedziby PUBP w Złotowie, gdzie zobaczył krew i zamordowane osoby. Kobieta relacjonowała, że mąż był tym faktem bardzo wstrząśnięty. Po powrocie do domu miał mówić, że funkcjonariusze wywierali na niego presję, sugerując, że może spotkać go to samo! Czy chodziło o zdarzenie z 15 lutego 1946 roku? A może był to inny mord? Przypominam przytoczony fragment z książki Zenona Romanowa i ulice Chojnicką.
Ustalenie momentu wszczęcia dochodzenia w sprawie śmierci Henzorów jest bardzo istotne. 16 lutego 1946 roku nieznany z nazwiska funkcjonariusz UB poinformował bowiem rodzinę Rutkowskich (matkę i brata Stanisławy Henzor), że Henzorowie zostali zwolnieni wieczorem 15 lutego 1946 roku i opuścili budynek urzędu. Obok tego pojawia się też wersja o znalezieniu przez funkcjonariuszy UB ich zwłok między Blękwitem a Złotowem (upozorowanie, że padli ofiarą napadu). Czy zatem w trakcie dochodzenia podjęto próbę krycia kolegi funkcjonariusza i mataczenia w sprawie? A może Seredyński był "kozłem ofiarnym" i ciąg zdarzeń wyglądał inaczej (w zbrodni uczestniczyły także inne osoby)? Pytania te zapewne pozostaną na zawsze bez odpowiedzi.
8 kwietnia 1946 roku chor. Wacław Kosmala (oficer śledczy WUBP w Bydgoszczy) zamknął dochodzenie. Andrzej Seredyński przyznał się do winy. Usprawiedliwiał się tym, że zbrodniczego czynu dopuścił się pod wpływem spożytego alkoholu. Nie wykazał skruchy (m.in. nazywał mord "wypadkiem"). 14 maja 1946 roku został skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Bydgoszczy na dożywotnie więzienie (jego obrońcą był Henryk Trzebiński). Wyrok był zmieniany przez kolejne amnestie (m.in. już 22 lutego 1947 roku prokurator mjr Ponarski wystąpił w jego sprawie do WSR w Bydgoszczy o zastosowanie amnestii) i w 1954 roku odzyskał wolność (karę odbywał w Bydgoszczy, Barczewie i Sztumie). Po opuszczeniu więzienia zamieszkał w województwie białostockim i prowadził niewielkie gospodarstwo rolne. Nie ustaliłem jego dalszych losów, w tym daty śmierci.
Warto podkreślić, że Andrzej Seredyński stanął przed sądem wyłącznie dzięki determinacji rodziny Rutkowskich. Mowa zwłaszcza o matce Stanisławy Henzor - Mariannie Rutkowskiej, która stoczyła batalię o sprawiedliwość, nie bacząc przy tym na stalinowski terror. Już w III Rzeczpospolitej, Główna Komisja Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu IPN - Okręgowa Komisja w Koszalinie podjęła postępowanie w sprawie zbrodni, która miała miejsce 15 lutego 1946 roku w PUBP w Złotowie. 27 listopada 1992 roku wnioskowała o umorzenie dochodzenia. Prokurator Wojewódzki Andrzej Błaszczyk przychylił się do tej prośby. Podstawą do umorzenia stała się zasada, że nie można sądzić dwa razy w tej samej sprawie.
Źródła:
zbiory własne autora,
materiały rodziny Rutkowskich,
materiały BUAD IPN, IPN Szczecin, IPN Bydgoszcz, IPN Poznań,
AP Koszalin,
Zenon Romanow, Krajniacy na Złotowszczyźnie w Polsce Ludowej 1945-75, wyd. Akademia Pomorska w Słupsku, Słupsk 2010
Napisz komentarz
Komentarze